HARPER
Budzę się z ogromnym bólem głowy. Nie otwieram oczu i staram się nawet o niczym nie myśleć, bo każdy, nawet najmniejszy wysiłek wywołuje nieprzyjemne pulsowanie. Jak przez mgłę wracają do mnie skrawki wczorajszej nocy, układając się powoli w całość. Jęczę żałośnie, przykrywając sobie twarz poduszką. Alkohol to największe zło tego świata. Gdy oswajam się już ze swoim stanem i piekielnym bólem głowy, podnoszę się ostrożnie na łokciach, żeby sprawdzić, która jest godzina. Mój budzik wskazuje dziesiątą rano. Kątem oka dostrzegam spoczywające na stoliku nocnym wodę oraz dwie aspiryny. Będę musiała za nie podziękować Hunterowi. Łykam od razu dwie tabletki, po czym duszkiem wypijam całą zawartość szklanki.
Dziesięć minut później, po tym jak umyłam zęby, zmyłam wczorajszy makijaż i związałam włosy w kitkę, wracam do pokoju, żeby się przebrać. Zasnęłam wczoraj w ubraniach, a także pełnym makijażu, co nigdy mi się nie zdarza. Ubieram stare, znoszone spodnie dresowe i pierwszy, lepszy T-shirt, w którym będzie mi się wygodnie sprzątać. Ciekawe, czy Kaiden pojechał już do domu. W sumie po wczorajszej sprzeczce mógł uznać mnie za zbyt irytującą. Nie daje mi spokoju myśl, że umyka mi coś istotnego. Intuicja podpowiada mi, że powinnam być w stosunku do niego bardziej ostrożna.
Schodzę na dół ocenić szkody po wczorajszej domówce. Wszędzie dookoła panuje cisza, jak makiem zasiał, więc zakładam, że wszyscy nadal śpią. Zatrzymuję się na ostatnim schodku w pół kroku, widząc przed sobą Kaidena z mopem. Szoruje podłogę w takim transie, że kompletnie nie zwraca na mnie uwagi.
– Cześć – mówię zaskoczona. – Co robisz?
Podnosi wzrok i uśmiecha się do mnie szeroko, podczas, gdy w jego policzku pojawia się charakterystyczny dołeczek. Ciemne włosy opadają mu na czoło. Ma na sobie ubrania z wczoraj, ale i tak wygląda dużo lepiej niż ja. Na jego twarzy nie widać żadnych oznak zmęczenia, czy kaca. W przeciwieństwie do mnie nie ma cieni pod oczami. Wydaje się być radosny jak skowronek i mam ogromną ochotę mu za to przywalić.
– Obiecałem pomóc przy sprzątaniu, więc sprzątam – odpowiada, jakby to było oczywiste.
Rozglądam się dokoła w całkowitym osłupieniu. Nie ma żadnego śladu po wczorajszych porozrzucanych wszędzie czerwonych kubeczkach. Z blatów zniknęły butelki, pizza leży starannie poukładana na wyspie kuchennej, a puste kartony ułożone są w kącie. W powietrzu unosi się przyjemny, świeży zapach płynu do podłóg. Przy drzwiach stoją cztery pełne worki na śmieci związane na supełek. Cholera, spodziewałam się ujrzeć dom wywrócony do góry nogami, a zamiast tego zastaję ład i porządek. Albo mi się wydaje, albo jest nawet czyściej niż przed imprezą...
– Obiecałeś pomóc przy sprzątaniu, tymczasem posprzątałeś sam cały dom. – Wskazuję dłońmi na kuchnię. – Mogłeś mnie obudzić.
– To nic takiego. Wiedziałem, że będziesz mieć kaca, więc chciałem ci tego oszczędzić. – Odkłada mopa i podchodzi bliżej. – Poza tym mówiłem, że jeśli zgodzisz się ze mną umówić, nie pożałujesz. – Bierze w dłonie moją kitkę i zaczyna ją sobie okręcać wokół palca. Mierzy mnie wzrokiem z góry na dół, po czym dodaje z bezczelnym uśmieszkiem. – Seksownie wyglądasz w tych dopasowanych dresach, Harps.
Momentalnie czerwienię się jak burak. Odwracam od niego wzrok i wyrywam delikatnie swoje włosy, którymi nie przestaje się bawić.
– Dziękuję, naprawdę nie musiałeś tego robić. – odpowiadam, po czym wymijam go, żeby wejść do kuchni.
Patrzy na mnie ze skruszonym wyrazem twarzy. Przeklina cicho pod nosem, depcząc mi po piętach.
– Jesteś na mnie zła za wczoraj? – Jego usta układają się w cienką linię. Spogląda na mnie wyczekująco, ale gdy się nie odzywam, kontynuuje: – przepraszam, Harper. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać, ale po prostu niekomfortowo się czuję, gdy ktoś przypiera mnie do muru.
– Przypierałam cię do muru? – Śmieję się gorzko. – Kaiden, rozmawialiśmy tylko. Nie zmuszałam cię do odpowiedzi, wystarczyło spokojnie powiedzieć i już. – Jego wyraz twarzy znów się zmienia, ze skruszonego na rozdrażniony. – Wiesz, co? Najlepiej odpuśćmy sobie tę randkę – wzdycham zrezygnowana.
– Nie! – W jego głosie słychać desperację. Staje naprzeciwko mnie i muszę unieść głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Jest naprawdę cholernie wysoki. – Obiecuję, że nie będę już takim fiutem i odpowiem na wszystkie twoje pytania, tylko nie zmieniaj zdania, proszę.
Sama już nie wiem, co o tym myśleć. Jego zachowanie jest, co najmniej dziwne. Zaczynam się zastanawiać, czy Kaiden nie ma przypadkiem rozdwojenia jaźni. Zachowuje się bardzo podejrzanie. Staram się dostrzec na jego twarzy jakąkolwiek wskazówkę, dlaczego tak bardzo zależy mu na umówieniu się ze mną. Naciskał na to od pierwszego dnia, chociaż w ogóle nawet mnie nie znał. Zupełnie jak gdyby miał w tym jakiś interes...
O, cholera. Jak mogłam być taką idiotką.
– Dlaczego chcesz się ze mną umówić, Kaiden? – cedzę przez zęby.
– Jezu, serio Harper? Powiedziałem ci, dlaczego już jakieś setki razy – wzdycha, wyraźnie zmęczony.
– Nie. Chodzi mi o to, co będziesz z tego miał? – Śmieję się gorączkowo, kiedy widzę, ogarniającą go panikę. – Naprawdę sądziłeś, że jestem taka głupia?
– O czym ty mówisz, Harper? – przełyka głośno ślinę i próbuje mnie chwycić za rękę, ale cofam ją, zanim mu się to udaje.
– Myślę, że powinieneś już iść – mówię sucho, wychodząc z kuchni.
Nie odwracam się, gdy wchodzę po schodach na górę. Nie mogę uwierzyć w swoją głupotę. Obiecałam sobie, że będę wyjątkowo ostrożna względem Josie, tymczasem dałam się zbałamucić na piękne zielone oczy i czarujący uśmiech. Od początku wiedziałam, że nikt, kto się z nią przyjaźni, nie może być normalny. Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że zorientowałam się odpowiednio wcześnie.

CZYTASZ
Don't Deserve You Tom 1
Lãng mạnPierwszy tom trylogii „Don't Let You Go". Ten, kto choć raz nie miał złamanego serca, tak naprawdę nigdy nie doświadczył miłości. Osiemnastoletnia Harper Evans ma jasno określony cel co do swojej przyszłości. Jej największe marzenie o studiowaniu n...