Rozdział 56

260 62 56
                                    

HARPER

– Chyba, kurwa żartujesz. – Słyszę dobiegający zza moich pleców głos Huntera.

Przewracam tylko oczami i kroczę dalej przez podjazd, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Spodziewałam się po nim podobnej reakcji na widok czekającego na nas Kaidena, ale nie zamierzam się tym przejmować. Po ostatniej awanturze sprzed tygodnia nie mogłam pozwolić, aby mój chłopak spędzał samotnie święta. Co prawda, nie powiedział mi tego wprost, ale zakładam, że tak właśnie by było, skoro w dalszym ciągu nie rozmawia z ojcem.

– Nie, Kaiden jedzie z nami. – Staram się brzmieć neutralnie, chociaż Hunter od rana doprowadza mnie do szału. – I lepiej dla ciebie, żebyś był dla niego miły.

Mój chłopak opiera się o samochód, krzyżując niedbale nogi w kostkach, przez co wygląda jeszcze seksowniej. Ręce trzyma w kieszeni spodni i uśmiecha się do mnie łobuzersko. Na jego twarzy dostrzegam kilkudniowy zarost i muszę przyznać przed samą sobą, że podoba mi się dziś jeszcze bardziej, niż zwykle. O ile to w ogóle możliwe...

– Po co go zaprosiłaś? – Hunter zrównuje krok ze mną i spogląda na mnie z wyrzutem.

Zatrzymuję się w połowie drogi do zaparkowanego samochodu Kaidena i odwracam gwałtownie w kierunku brata, piorunując go wzrokiem.

– Posłuchaj, nie powinnam ci się w ogóle tłumaczyć, bo nic ci do tego. Ja nigdy nie zadałam ci takiego pytania, względem Natalie... – Hunter otwiera już usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszam go gestem dłoni. – Daj mi skończyć. Po pierwsze, Kaiden pokłócił się ze swoim ojcem i nie chcę, żeby spędzał święta sam. Po drugie to mój chłopak, a po trzecie, tata się na to zgodził, więc ciebie chyba nie muszę prosić o zgodę.

Ciężko jest mi utrzymać nerwy na wodzy i chętnie powiedziałabym mu od siebie jeszcze kilka słów, ale powstrzymuje mnie fakt, że czeka nas długa podróż w towarzystwie Kaidena i wolałabym nie psuć atmosfery na samym starcie. Relacja między moim bratem, a Kaidenem i bez tego jest wystarczająco słaba, a poza tym, nie chcę, żeby Kaiden żałował, że zgodził się na ten wyjazd.

– Masz rację, przepraszam. Wiesz, że nie jestem rannym ptaszkiem, to dlatego zachowuję się, jak palant.

– Z pewnością – parskam, przewracając oczami. Mimo to cieszę się, że się zreflektował.

Gdy podchodzimy do samochodu, Hunter wyciąga do Kaidena dłoń na przywitanie. Dobre i to. Chłopak odwzajemnia uścisk, a następnie przyciąga mnie do siebie i czule całuje w usta. Wtulam się w niego, napawając się zapachem, który tak bardzo uwielbiam... Po chwili jednak do moich nozdrzy dociera drugi, równie intensywny zapach. Wychylam się nieco i dostrzegam na masce trzy kubki z gorącą kawą.

– Przywiozłem wam kawę, zgodnie z wytycznymi. – Uśmiecha się do mnie promiennie, a moje oczy od razu dostrzegają w jego policzku ten przeklęty dołeczek, który kiedyś dosłownie wpędzi mnie do grobu.

– Dzięki, dla Huntera jest ta bez mleka. Czarna, jak jego dusza. – Posyłam bratu wymowne spojrzenie i słyszę, jak Kaidenowi wymyka się cichy chichot.

Hunts nie komentuje jednak mojego przytyku, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dotarły do niego moje słowa. W sumie nie powinno mnie dziwić jego zachowanie. Nigdy nie był rannym ptaszkiem, więc fakt, że w wolny dzień musi być na nogach przed szóstą rano, jest dla niego podobną karą, jaką dla mnie byłoby wskoczenie do basenu wypełnionego po brzegi wodą. W dodatku dzisiejsza pogoda w ogóle nas nie rozpieszcza. Jest ciemno, zimno i mokro. Od rana pada deszcz ze śniegiem, a na samochodach osadza się szron. Hunter nie znosi zimy, a co dopiero takiej chlapy...

Don't Deserve You Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz