Rozdział 70

260 64 65
                                    

HARPER

Większość podróży upływa nam w miłej atmosferze, jednak gdy po czterdziestu minutach wjeżdżamy w kręte, wąskie uliczki zaczynam się czuć nieswojo. Kaiden chyba wyczuwa moją zmianę nastroju, bo chwyta mnie delikatnie za dłoń i posyła mi łagodny uśmiech. Po chwili droga się kończy, a moim oczom ukazuje się znajomy już las drzew. Mam wrażenie, jakbym to wczoraj kłóciła się z Kaidenem w jego domu, a potem godzinami błądziła po lesie. Chłopak gasi silnik, po czym wychodzi z samochodu. Bierze z bagażnika swoją torbę oraz moją walizkę i powoli rusza w kierunku krętej ścieżki. Dołączam do niego w kompletnym milczeniu. Mój dobry humor nieco wyparował, zastanawiam się, czego tym razem mogę się spodziewać.

– Hej. – Słysząc jego aksamitny głos, uświadamiam sobie, że obserwuje mnie zatroskanym wzrokiem. – Wszystko w porządku?

– Tak, po prostu się zamyśliłam – odpowiadam nieco piskliwym głosem, wsuwając jednocześnie swoją dłoń w jego.

– Kiepsko kłamiesz, Harps. – Przeszywa mnie wzrokiem na wylot i muszę naprawdę mocno się postarać, żeby nie odwrócić spojrzenia. – No więc? O czym myślisz?

Wzdycham cicho, ale daję za wygraną.

– Myślę o poprzednim razie, gdy mnie tutaj przywiozłeś... Nie mam zbyt dobrych wspomnień związanych z tym miejscem.

Kaiden natychmiast się zatrzymuje, odwraca się do mnie, a jego dłoń ląduje na moim policzku. Ma nieprzenikniony wyraz twarzy, więc ciężko cokolwiek z niego wyczytać. Szkoda, że ja tak nie potrafię. Czasami to bardzo uciążliwe, że wszystkie emocje widać u mnie, jak na dłoni.

– Właśnie dlatego cię tu przywiozłem. To miejsce jest dla mnie zajebiście ważne, podobnie jak ty i chciałbym się nim z tobą podzielić. Naprawdę żałuję, że ostatnim razem skończyło się to w taki sposób... – Gładzi kciukiem mój policzek, a gdy z moich ust wydobywa się mimowolne westchnięcie, Kaiden uśmiecha się do mnie szelmowsko. – Obiecuję, że tym razem będzie inaczej, malutka.

Kiwam głową na zgodę. Resztę spaceru pokonujemy w relaksującej ciszy, a jedynymi dźwiękami, jakie docierają do naszych uszu, jest szum kołyszących się na wietrze drzew oraz śpiew ptaków. Pogoda wciąż dopisuje, więc po dłuższej chwili zaczyna mi się robić gorąco w moim zimowym płaszczu. Słońce gdzieniegdzie przebija się między drzewami, odrobinę rażąc mnie w oczy. Jedyne czego mi brakuje do szczęścia, to śniegu. Tęsknię za Vancouver i prawdziwą zimą. Gdy na horyzoncie pojawia się drewniany domek, Kaiden przyśpiesza nieco kroku. To urocze, że jest taki podekscytowany, naprawdę musi bardzo kochać to miejsce.

Zaraz po tym, jak wchodzimy do środka, Kaiden kładzie na podłodze bagaże, a potem zabiera ode mnie płaszcz i wiesza go na wieszaku przy drzwiach wejściowych. Wchodzimy do salonu, w którym unosi się ledwo wyczuwalny zapach lawendy. Promienie słońca wlewają się do środka przez wielkie okno sięgające od podłogi, aż do sufitu. Dawno nie byłam w równie przytulnym wnętrzu, już na pierwszy rzut oka widać, że mama Kaidena je urządzała. Chłopak zajmuje miejsce na kanapie i ciągnie mnie za sobą delikatnie za rękę. Siadam na nim okrakiem, oplatając dłonie wokół jego szyi. Jego skóra jest niezwykle delikatna i aksamitna w dotyku. Przyglądam mu się uważnie, studiując jego zielone oczy i ledwie widoczne blizny w okolicach brwi. Wpatruję się w niego jak w obrazek, jest tak niemożliwie piękny. Gdy pojedynczy kosmyk opada mu na czoło, wplatam palce w jego włosy i zaczesuję je do tyłu.

– Pocałuj mnie, Harps – mruczy subtelnym głosem, od którego przechodzi mnie przyjemny dreszcz.

Jego rozchylone wargi znajdują się centymetry od moich. Jego oczy płoną pożądaniem, a oddech staje bardziej urywany. Bez zastanowienia spełniam jego prośbę. Kiedy nasze wargi łączą się ze sobą, Kaiden gwałtownie wciąga powietrze.

Don't Deserve You Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz