Część 44.

1.7K 45 77
                                    

Dwudziesta pierwsza. 

Postanowiłam wrócić do domu, miałam tryb samolotowy więc nie chciałam sobie nawet wyobrażać jak musi wyglądać mój telefon, byłam zmęczona i wycieńczona ubiegłym tygodniem na uczelni. Doszłam na przystanek siadając na ławce i oczekując autobusu, po około dziesięciu minutach podjechał a ja wsiadając do niego nie zastanawiałam się nad niczym, prócz tego czy przed pójściem spać chce mi się myć. Gdy dotarłam do domu odechciało mi się tam wchodzić, za pewne byli tam nadal chłopacy a ja chciałam w spokoju iść spać. Zebrałam się w końcu wchodząc cicho do mieszkania. Pierwsze co mnie spotkało to nietęga mina Michała. Nie odezwałam się, jak i z resztą on. Po odgłosach potwierdziły się moje przypuszczenia że chłopacy nie poszli. Nie miałam siły na kłótnie bo rano musiałam wstać i nie zaprzątać sobie głowy błahymi sprawami. Ominęłam chłopaka zwinnie czmychając do pokoju, ale nie tym razem. On również pojawił się w pokoju.

- Gdzieś ty była? - zapytał rozzłoszczony.

- Michał ja mam dwadzieścia dwa lata a ty mnie traktujesz jak dziecko. - prychnęłam. - Jak mieszkałam sama to też nikomu się nie tłumaczyłam gdzie wychodzę. 

- Ale wtedy byłaś sama, nie miałaś osoby która się o ciebie martwiła. - stwierdził zły. Nie poczuwałam się do winy. - A po za tym czasem zachowujesz się jak dziecko.

- I kto to mówi. - prychnęłam. 

- Na prawdę mnie wkurwiłaś, martwiłem się. - wyczuwałam w jego głosie nutę żalu.

- Ale nic mi się nie stało Michał... - ciągnęłam przebierając się.

- Ale mogło. 

- Ale się nie stało. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. - Głupie było że włączyłam tryb samolotowy ale potrzebowałam spokoju. - westchnęłam. Chłopak do mnie podszedł powoli unosząc mój podbródek, po czym mnie pocałował kładąc dłoń na moim karku. Po chwili oderwałam się od chłopaka kładąc swoją głowę na jego torsie. 

- Jak ci poszła nauka? - spytał zatapiając dłoń w moich włosach.

- Jak zwykle... 

- Dasz radę, zawsze dajesz. - parsknął cicho śmiechem, nie rozumiałam wydźwięku tego zdania ale wydawało mi się że ze mnie kpił, nie. Jestem zmęczona. 

- Idę spać, bądźcie chociaż pół godziny ciszej, proszę. - chłopak pokiwał głową po czym wyszedł. Ułożyłam się na wznak w łóżku i zaczęłam myśleć, zdecydowanie za dużo, o sensie życia, o tym czy nadal powinnam żyć w taki sposób. Nie zasnę. Stwierdziłam że się prze wietrze. Ubrałam na siebie byle jaki sweter sięgający mi do połowy uda, chwyciłam jeszcze szybko moje papierosy i wyszłam z pokoju. Nie spojrzałam nawet w stronę chłopaków idąc w samych ocieplanych skarpetach, majtkach i długim swetrze na balkon. Dosłownie na niego wychodziłam gdy usłyszałam głos Michała. 

- Ty chyba nie idziesz na balkon tak ubrana? - zapytał niedowierzając.

- Przestań zachowywać się Michał jak mój ojciec. - powiedziałam wychodząc przez uchylone okno. Usiadłam na krzesełku czując mróz na pośladkach po czym odpaliłam papierosa. Bałam się że nie zdam. Że nie będę kimś. Że jedyne co osiągnę to głośny upadek, porażkę. Uczyłam się i to trzy dni, ale ja sama sobie nie ufam. Nie pamiętam w jakim momencie zaczęłam płakać, wszystko stawało się dla mnie monotonne, nudne, bez kolorów. Może to ta jesień, a może jest ze mną coraz gorzej. 

To pewnie jesień.

Jebana jesień.

Było mi zimno, moje łzy spływały po twarzy a na balkon zawitał Krzysiek. Nie wiem w jakim celu.

Mata||Daj sobie spokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz