Leżałam w łóżku Michała, u rodziców. Od trzech dni tu jestem. Mija 72h od kiedy go nie ma. Strasznie się martwię bo to przeze mnie w większości. Sylwester zapamiętam do końca swoich dni. Oczekiwałam jakiegokolwiek znaku życia od niego jednak na próżno, zapadł się pod ziemie. Obdzwoniłam wszystkich jego znajomych, nawet zastanawiałam się nad Magdą, ale po głębokim zastanowieniu stwierdziłam że to na pewno nie to. Czekałam aż Szczepan prześle mi numer Woli. Pisałam co prawda do niego, ale mówił że nie wie gdzie jest Michał.
Ten pokój był tak cholernie pusty bez niego, taki... Bez żywego ducha. Nie jadłam, nie spałam, i jedyne co to piłam wodę z witaminami. Całymi dniami oczekując na jakikolwiek znak że żyję. Jednak na marne. Cały czas też doglądała mnie mama Michała, która nie wyglądała wcale lepiej niż ja. I wczoraj słyszałam wieczorem że płaczę. Na prawdę już chce wiedzieć rozwiązanie tej sytuacji. Bo nie przeżyję kolejnej doby. Postanowiłam jednak zmusić się do pójścia na dół po cokolwiek do picia. Gdy zeszłam w pomieszczeniu nikogo nie było. To też nalałam sobie wody, i miałam w planach bez głębszego rozglądania się, iść do góry. Jednak otwarty balkon zwrócił moją uwagę, stała tam kobieta, paląca papierosa. Nie wierzę.
- Pani Arletta? - zaśmiałam się, idąc na taras.
- Tak dawno nie paliłam... - żachnęła się. - Popełniam błąd paląc z tego powodu. - przyznała.
- Kiedy ostatni raz Pani zapaliła? - spytałam, sama wyciągając swojego. Kobieta podała mi zapalniczkę i chwilę myślała.
- Ojj, dawno. Jakieś prawie sześć lat temu. Kiedy Michał nie miał jeszcze osiemnastu lat. - parsknęła śmiechem, tylko to było przepełnione bólem. - Wtedy gdy go znaleźliśmy na tej podłodze... To było coś czego żadna matka nie powinna oglądać. - mruknęła, zaciągając katar. Słyszałam o jego próbie, ale nigdy specjalnie nie pytałam. Nie powinno mnie to interesować. Tak więc podeszłam do kobiety, tuląc ją do siebie.
- Pani Arletto, wszystko będzie dobrze. - upewniałam ją, sama w to nie wierząc. - Znajdzie się. Mam taką nadzieję...
- Ja też, dziecko...
***
Nawet nie wiem jak to się stało, ale zdrzemnęłam się. Spałam jakieś dwie godziny. To i tak dużo. W trybie nagłym sprawdziłam telefon. Dalej nic. Super. Weszłam na telefon szukając jakiejś odmóżdżającej aplikacji, oczywiście. Instagram. Kliknęłam w relacje i po kolei leciałam. Najpierw jakieś napompowane lale, później jakiś komunikat o body positive, a na końcu jakieś relacje Woli. Oglądałam je ze znikomym zainteresowaniem. Gdyby nie jeden filmik. Była w tle puszczona piosenka jego i Matczaka, w pewnym momencie był kadr na stół, na którym leżał... Nie wierzę w to. Telefon Michała, ja i on na tapecie do kurwy jebanej. Ale się wkurwiłam. Okłamał mnie ten śmieć zajebany. Wstałam w trybie natychmiastowym wybierając numer Szczepana.
- Gdzie mieszka Wola? Teraz. - zażądałam.
- Przedmieścia tak mi się wydaje. - zamyślił się. - Czekaj sprawdzę wiadomości z Matczakiem. - cisza. - Akacjowa dwadzieścia. A co?
- A nic. Przyjeżdżaj z całym Gombao do Matczaków, będę za pół godziny. - byłam tak zdenerwowana.
- Na pewno nie jechać z tobą?
- Krzysiek. - błagałam.
- Okej, tylko pytam w razie co. - cisza. - Jak coś to dzwoń.
- Do zobaczenia. - rozłączyłam się, zbiegając na dół. Ubrałam się w trybie nagłym i wyszłam z domu z ledwo zawiązanym butem. Jadę ich rozjebać. Jakie nieodpowiedzialne kurwy. Ja się martwię czy on w ogóle żyję a ten się świetnie bawi. Pogratulować debilizmu. W dziesięć minut byłam na tej cholernej ulicy. Sto osiemdziesiąt na godzinę. Gdy znalazłam się pod klatką stało tam kilku typków paląc papierosa. Przybrałam flirciarski wyraz twarzy i podeszłam do nich. - Chłopacy otworzycie mi? Jestem tu nowa i nie pamiętam nigdy kodu. - zaśmiałam się, zalotnie patrząc na jednego młodego blondyna.
CZYTASZ
Mata||Daj sobie spokój
Fanfic,,Jeżeli kochasz, czas zawsze odnajdziesz, nie mając nawet ani jednej chwili.'' Jeden, drugi i trzeci związek nie wypalają. Tylko że chłopak z pod drugiego związku chyba dalej kocha Dagę, ale czy mimo wszystkich trudności ona da mu szansę? Pierwsza...