Część 19 / 2

1.7K 61 190
                                    

- Jest lepiej. 

- Nie jest tato, ja to widzę... - siedziałam obok łóżka szpitalnego mojego taty ze łzami w oczach, tak cholernie bolał mnie ten widok. Ten słaby pięćdziesięcioletni facet doprowadzał mnie do łez. 

- Aj, nie mów tak. - westchnął lekko kasłając. - Będzie lepiej, uwierz mi proszę. - wyciągnął do mnie swoją dłoń. 

- Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo staram się ci uwierzyć. - również westchnęłam chwytając dłoń i lekko ją ściskając, pociekły mi łzy. - Ale widzę co się z tobą dzieje. Ze spotkania na spotkanie marniejesz. Dodatkowo leżysz gdzie leżysz. Nie wciskaj mi kitu i powiedz w końcu jak się czujesz. Lekarze też mi nic nie mówią do jasnej cholery. - popatrzyłam na niego widząc pierwszy raz w jego postawie załamanie, zwiesił głowę a już po chwili zaczął pociągać nosem. To było straszne.

- Tak na prawdę nie jest super. Nie wiem czy cokolwiek jeszcze te wlewy dają. - spojrzał na mnie a ja czułam jak odpływają mi kolory z twarzy. To nie może być prawda. -Lekarze ci nic nie mówią bo im kazałem, nie chce żeby moja choroba przeszkadzała ci w życi- przerwałam mu zakrywając swoją dłonią jego usta. 

- Nie dokańczaj tych bredni. Nie mów tak nigdy więcej. - płakałam. - Nie chce żebyś myślał że jesteś dodatkiem do mojego życia. Bo jesteś moim priorytetem i powodem dla którego żyję. - on też płakał. - Tato, tak bardzo cię kocham...

- Ja ciebie księżniczko też... Ja ciebie też. - przytulił mnie do siebie. - Dawno nie widziałem Michała, przyprowadzisz go następnym razem? Dalej lubię tego chłopaka...

- Tak... Przyprowadzę. 

***

Wracałam ze szpitala, nie wiedziałam co mam robić. To co powiedział mój tata to były moje myśli ale wypowiedziane głośno zraniły mnie dwa razy bardziej. 

Od Michałek: Wracam na chatę, jesteś? 

Do Michałek: Jadę się przejść i wrócę. 

Od Michałek: Dobrze, uważaj na siebie proszę. I w razie czegokolwiek dzwoń, będę pod telefonem. 

Do Michałek: Okej, dziękuje. 

Tak bardzo miotały mną różne emocję że musiałam się oderwać od rzeczywistości. Kupiłam sobie camele, dokładnie te które podarowałam Michałowi przy naszym zapoznaniu i pojechałam na schodki. Zaparkowałam dość daleko od miejsca do którego szłam bo chciałam się trochę przejść. Telefon co prawda ze sobą wzięłam ale miałam całkowicie wyciszony. Nie chciałam zajmować głowy niepotrzebnymi sprawami mimo że wszystko o czym myślałam było zupełnie nie potrzebne, tylko się nakręcałam. 

Sprawa z tatą mnie bolała, cholernie bo tak na prawdę nie wiedziałam co robić. Nie mogłam mu pomóc bo nie miałam takiej władzy. Mocy żeby zabrać mu trochę cierpienia też nie. A przecież zawsze mówiłam że we wszystkim mu pomogę, czemu nie umiem dotrzymać obietnicy? Czemu jest aż tak źle że praktycznie nie wiedzą co mają robić? Jak to możliwe że mimo wczesnego wykrycia choroba tak postępuje? Mimo chemii... Zebrałam rękawiczkami łzy które zbierały mi się w oczach od samego przyjścia tutaj. Schowałam twarz w dłonie czując powoli napływający spokój, bardzo tego potrzebowałam. Ciężkie zimne powietrze w listopadzie też mnie uspokajało. A brak pracy powodował u mnie coraz częstsze złe myśli. Aktualnie wszystkie prace i dokumenty załatwiam w domu bo coś spowodowało pękniecie rury z wodą w toalecie dla pracowników i zalało nam kancelarię. Niestety założenie wszystkiego od nowa i wymiana podłóg potrwa jeszcze z dwa tygodnie a na ten okres musimy się męczyć w domach, choć jak pomyślę o zobaczeniu Mateusza to aż mam odruch wymiotny. Nie rozmawialiśmy od czasu afery w domu. Od czasu uderzenia. 

Mata||Daj sobie spokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz