Część 39 / 2

817 23 29
                                    


Zostałam sama. Tak na prawdę to nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy nie. Tak na prawdę to potrzebowałam włożyć ten cholerny pierścionek i go oglądać do usranej śmierci. I tak właśnie zrobiłam, może nie z tą drugą opcją, ale włożyłam go.

Dzisiaj było wyjątkowo nieprzyjemnie, piętnaście stopni jak na lato to na prawdę nie jest dobry wynik. Do tego lał deszcz. Czułam się jak w prawdziwej Polsce. Michała nie było, i nie wiedziałam tak na prawdę kiedy będzie, wczoraj był u rodziców także może dalej śpi? W końcu jest wcześnie.

Ja aby zająć sobie głowę, poszłam się umyć, wyprostowałam również włosy, ubrałam się dość wygodnie i zasiadłam do pracy. Zrobiłam wszystko na przyszłe trzy dni. Musiałam porozsyłać różne akty, faktury, pościgać trochę moich klientów o zapłatę w terminie oraz powymieniałam kilka wiadomości z szefem który już z utęsknieniem czeka na swoją ulubioną pracownice. Na prawdę lubię tam pracować i gdyby nie ta cholerna noga...

No właśnie. Gdyby nie ona. Na myśl odrazu wpadł mi Janek, i to że dalej mam ślady naszego starcia kilka dni wcześniej. Chyba nigdy nie widziałam go tak zawiedzionego ale i smutnego. W zasadzie trudno było stwierdzić jednoznacznie z jakiego powodu, mogło być ich wiele. Ale jeden był wiadomy, czuł się zdradzony. I przyjęłam to na klatę. Tylko nie zasłużyłam na to wszystko, znów. Bo to nie ja go zdradziłam, nie chciałam aby dowiadywał się też ode mnie, bo na pewno nie byłam osobą kompetentna do tego. Ale on jak widać uważał inaczej.

***
Dobijała godzina piętnasta, Michała dalej nie było. Nie dzwoniłam ani nie pisałam bo było mi głupio że napawały mnie przez ostatnie dni tak złe emocje w stosunku do niego. On też na wiele rzeczy nie zasłużył. Pewnie był w studio teraz i starał się nie przejmować, tak jak robie to ja. Stoję w kuchni i gotuje jego ulubionego kurczaka gong bao. Mam nadzieje że chociaż tego nie spierdole, bo chyba się zapierdole.

Stałam zwrócona tyłem do blatu w kuchni, trwając przy opiekaniu kurczaka. Nawet nie słyszałam wibracji telefonu który jak się zaraz okazało dzwonił kilkanaście razy. Gdy postanowiłam wstawić ryż a dodatkowo zrobić sobie kawę, zorientowałam się że mój telefon pęka w powiadomieniach. Od Krzyśka, Tadeusza, Franka i... Michała. Z szybkością światła weszłam w konwersacje z nim widząc jedną wiadomość.

Od Kochanie: za godzinę jestem.

Nie wiedziałam jak to w zasadzie przyjąć, czy chce mnie jeszcze widzieć czy też nie. Miałam też nadzieje że nic się dodatkowego nie wydarzy. Już dość dobiła mnie Iga i Janek. Na samą myśl o śladach na plecach i łokciu zbiera mi się na wymioty i zarazem płacz. Postanowiłam oddzwonić do głównego dzwoniącego, Tadka. Po kilku sygnałach odebrał.

- Hej, chciałeś coś? - spytałam neutralnie.

- Jezus odebrałaś. Już się martwiłem.

- Nie ma o co, co tam? - przerzucałam kurczaka starając się nie nadwyrężać złamanej nogi.

- Chciałem zapytać czy już porozmawialiście z misiaczkiem? - wiedziałam że o to chodzi. - My chcieliśmy ci powiedzieć szybciej ale sama rozumiesz. Kontakt z wymienioną był znikomy.

- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Jeszcze nie rozmawiałam, natomiast przeprowadziłam wysoce szybką i ważną rozmowę z Natalią. I czekam na Michała. - przyznałam zgodnie z prawdą, chciałam go tu, jak jeszcze nigdy. Potrzebuje wsparcia i tylko on może mi pomóc.

- Cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo. Jestem z was dumny. - bardzo było mi miło nawet jeśli mówił to specjalnie, byle poprawić mi humor. - A powiedz mi, będziecie na tej imprezie w sobotę?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 16, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Mata||Daj sobie spokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz