22🧪

242 30 18
                                    

- A gdybyś z nim jednak spróbowała?

Gryfonki rozsiadły się na fotelach w kuchni Hogwartu i popijały kakao z wysokich kubków.

- Myślisz? Tak właściwie nigdy z nikim nie byłam.- wzruszyła ramionami już uspokojona.

Im dłużej o całej sytuacji myślała, tym bardziej uzmysłowiała sobie co się stało. Nie była pewna co dokładnie z tym zrobić.

- A ten gryfon? Ten... Hmm... jak on miał?- popstrykała parę razy palcami usiłując przypomnieć sobie nazwisko chłopaka.

- Renzo?

- O tak!

Adele zaśmiała się cicho dmuchając na napój. Sytuacja z Hiszpanem zawsze była nieco skomplikowana, jednak nigdy trudna. Miała z nim niewielki epizod w czwartej i z początku piątej klasy, jednak nigdy nie czuła do niego niczego więcej niż zwykłego pociągu. Sami stwierdzili na końcu, że to nie było nic poważnego. Zwykła zabawa.

- Mówiłam ci, że to nie było nic poważnego.

Normandia pokręciła lekko głową.

- Jasne, a ja umiem mówić po mandaryńsku.

- Nie wiedziałam, że jesteś osobą wielu talentów.- położyła dłoń na piersi.

- Serio mówię stara.

- A ja ci serio odpowiadam. Ja i on to był tylko lekki epizod Mera.- zamyśliła się na chwilę.- No dobra, jest przystojny i ma haczykowaty nos do których mam słabość. Ale naprawdę to była jedynie zabawa.

Meridith założyła ręce i spojrzała sceptycznie w kierunku przyjaciółki.

- Pamiętam jak opowiadałaś mi całymi dniami o tym co robicie.

Adele mruknęła w zamyśleniu. Sama doskonale pamiętała jak zafascynowana była gryfonem, nic dziwnego był porównywalnie przystojny do Syriusza, który przez niego miał konkurencję. Gdyby miała się zastanowić to ich historia była naprawdę zawiła, począwszy od przypadkowego trafienia na siebie na szlabanie, poprzez coraz to częstsze spędzanie nocy w pokoju wspólnym i dzieleniem się problemami, aż po nieformalną romantyczną relację, która rozpoczęła się prostym pocałunkiem podczas jednego z wieczorów.

Wszystko trwało przez niecały rok, dopóki brunet nie poinformował jej, że znalazł ,,tą jedyną". Nie było jej przykro, nawet się cieszyła, że odnalazł szczęście. Skończyło się na tym, że wyjaśnili sobie czym tak właściwie była ta relacja, uzgodnili, że najzwyczajniej w świecie poznawali swoje ciała i preferencje. Więcej nie rozmawiali i rozeszli się w spokoju.

- Halo Adeee.- poczuła jak brunetka klepie ją po policzku.

- Hm?- zrobiła zdezorientowaną minę.

- Mówię do ciebie od pięciu minut. Nie mam pojęcia o czym tak myślałaś, ale powinnyśmy się pospieszyć, zaraz McGonagall wyjdzie z nory.

Lislen zaśmiała się z określenia Normandii, odłożyła oba kubki do zlewu, a następnie otworzyła niewielkie drzwi. W tej samej chwili zauważyła jakieś dwa metry dalej sylwetkę wspomnianej wcześniej profesorki, która zatrzymała się w pół kroku.

- Pardonsik.- zaśmiała się nerwowo i zamknęła wejście.

- Co jest Adele?

- Schowaj się szybko.- syknęła.- McGonagall mnie widziała. Na mnie już za późno, ratuj siebie!

Normandia pokiwała głową i schowała się w najbliższej szafce. Blondynka ponownie otworzyła drzwiczki, nauczycielka przybliżyła się znacznie.

- Powiedział ktoś pani, że promienieje pani dzisiaj?

- To nie czas na żarty panno Lislen.- westchnęła niewzruszona.- Jeżeli jest z Tobą panna Normandia to lepiej, by wyszła.

- Zapewniam panią, że jestem tutaj samiutka. Jak palec.

- Jest z Tobą pan Black?

- Nie, dlaczego?

- Pan Potter?

Na nazwisko przyjaciela poczuła lekki ścisk w sercu.

- Również nie.

- Lupin? Pettigrew?

Pokręciła głową.

- Ani oni. Nie ma tutaj nikogo, słowo gryfona!- zasalutowała.

- Wyjdź już stamtąd dziecko.- mruknęła pocierając czoło.- Wyjątkowo nie odejmę ci punktów, ze względu, że jesteś sama. Zmykaj już.

Adele uśmiechnęła się szeroko.

- Jest pani aniołem!

Skierowała się szybkim krokiem w kierunku wieży swojego domu. Była dozgonnie wdzięczna profesorce za dobre serce i z lepszym humorem weszła po wysokich schodach. Dopiero w połowie drogi przypomniała sobie, że tak właściwie nie ma się gdzie podziać. Zapewne urodziny Black'a wciąż trwały, a gdyby tylko weszła do pokoju wspólnego została by osaczona przez połowę ludzi tam zebranych.

Stanęła w pół kroku nie wiedząc co tak właściwie zrobić. Chyba pierwszy raz w historii nie miała planu B. Biblioteka była zamknięta, więc i tam nie mogłaby się zatrzymać, a nie uśmiecha jej się spędzić całej nocy w kuchni Hogwartu i ponownie narazić się nauczycielce transmutacji.

Zastanowiła się mocno nad wyjściem z sytuacji, w pewnym momencie ją oświeciło. Jedno z tajnych przejść, które znała na pamięć, prowadziło do dosyć przytulnego pokoju pod zamkiem. Żwawym i przyciszonym ruchem skierowała się z powrotem w dół, miała do pokonania dwa piętra i trzy korytarze.

Nie minęło więcej niż dwadzieścia minut, gdy znalazła się w wyznaczonym miejscu. Przesunęła solidną statuę w lewo, a jej oczom ukazały się wąskie i strome stopnie. Weszła do środka i ponownie przesunęła posąg, po omacku zeszła, niemal zabijając się po drodze. Bez różdżki czuła się jak niewidomy bez laski, znalazła dotykając wszystkiego po kolei, dwie świece i paczkę zapałek. Jeżeli uda jej się nie spalić pokoju i siebie przy okazji, to powinna przetrwać do rana.

- Niezapomniana noc ci się szykuje Adele.- mruknęła do siebie ustawiając świeczniki na biurku.

Ułożyła się najwygodniej jak potrafiła na jednoosobowym łóżku i starała się usnąć. Szło jej to opornie, po wielu przewrotach i minutach opadła na plecy.

- Do czego to doszło, że nie mogę nawet spać u siebie w łóżku.- mruknęła do siebie.

Zaraz potem w jej oczach pojawiły się nowe łzy, gdy uzmysłowiła sobie, że tak naprawdę żaden z chłopaków nie poszedł jej szukać.

Po kilku godzinach przemęczona płaczem i wcześniejszą bójką gryfonka zasnęła.

Czarne oczy, Czarna dusza | Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz