4.

24 5 1
                                    

Raz na kilka tygodni, i to był właśnie taki dzień, Kubala podejmował nierówną walkę z nagromadzonymi zadaniami domowymi, wypracowaniami, lekturami, ćwiczeniami i notatkami. Po kilku godzinach zawsze przegrywał albo honorowo się poddawał. Następnego dnia dostawał jedynki, za zadania do których nie udało mu się dobrnąć (nikt nie dostrzegał tych, które zrobił) i zniechęcony, porzucał naukę na dłuższy czas. Kiedy sterta obowiązków pęczniała jak nabrzmiały pęcherz, znów wszystko zaczynało się od nowa. Schemat powtarzał się od wielu lat i ugruntował opinię Kubali o szkole.

Kubala traktował obowiązek edukacji poniżej osiemnastego roku życia jak nieludzką, faszystowską formę opresji. Każdy inny uczeń miał własną, prywatną listę nauczycieli, których nie lubił oraz tych, których lubił (dopuszczając różne stadia pośrednie). Kubala nie prowadził takiego rozróżnienia.

Postanowił znienawidzić wszystkich, sprawiedliwie i po równo.

– Faszyści! Sadyści! Esesmani z krwią na rękach!

– Nie drzyj się – mruczał Sadowski z pobłażliwym uśmiechem.

Był wtorek. Na zewnątrz było zimno, mglisto, dżdżysto i nieprzyjemnie. Ogołocone z ostatnich liści drzewa stały się czarne. Szary gmach szkoły smagał wiatr zacinający niekiedy deszczem. Niektórzy uparcie czekali na śnieg, jakby tylko nadejście zimy mogło polepszyć widoki za oknem. Śnieg jednak uparcie nie padał, mimo że co noc chwytał przymrozek, a ciężka warstwa sinych chmur wisiała pod niebem całymi dniami.

Pogoda doskonale odzwierciedlała nastrój Mateusza.

– Mordercy! Pieprzeni dementorzy! Mordercy dusz!

Ponieważ zbliżali się do wylotu korytarza skrzydła administracyjnego, Sadowski bez zastanowienia zatkał Kubali usta rękawem swojej kurtki. Kiedy odeszli wystarczająco daleko, a Kubala zaczął robić się siny, Sebastian zabrał rękę. Kubala już nie wrzeszczał, ale zaczął spazmatycznie dyszeć.

– Dlaczego oni karzą mi uczyć się setek nieprzydatnych bzdur?!

– Bo na tym opiera się system edukacji – wyjaśnił zdawkowo Sadowski, starannie ocierając rękaw ze śliny. Towarzyszył Kubali z czystej, naukowej ciekawości.

– Jeszcze te nieznośne wykłady o mojej przyszłości! – upierał się Kubala – Kto dał im prawo wypowiadania się o mojej przyszłości?! Gówno powinno ich to obchodzić!

Sebastian wzruszył ramionami. Kubala kontynuował. Zaciekłość Sikorskiej na polskim bardzo go urzekła. Zwłaszcza że sam nie miał odwagi zdobyć się na bunt przeciwko tym, których najbardziej nienawidził.

– Zabierają mi cały wolny czas! Marnują mi moje najlepsze lata! Zakuwam w szkole, zakuwam w domu! Nawet jak śpię, śnią mi się tylko sprawdziany! Dlaczego nie pozwalają mi robić tego, co uważam za słuszne?

– A co uważasz za słuszne?

– Cokolwiek, co nie jest marnowaniem czasu tutaj! Mogę do końca życia składać długopisy, jeśli to da mi satysfakcję i pieniądze! Dlaczego każą mi wchłaniać tysiące bzdur, które mogę znaleźć w pół minuty w internecie? Dlaczego każą mi się przygotowywać do życia w świecie, który nie istnieje?

Sadowski potraktował skargi Kubali ze stoickim spokojem.

– Przestań się drzeć, tylko zacznij robić to, co lubisz.

Mateuszem ta prosta rada wstrząsnęła na tyle, że przez tydzień nie potrafił dociec, co tak naprawdę lubi. Doszedł do wniosku, że dziesięć lat dotychczasowej edukacji wyrwało mu część duszy. Teraz postanowił ją naprędce uzupełnić.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz