5.

13 3 0
                                    

– Woźny Buc? Ale... Dlaczego?

– Od początku wszystkich tu nienawidzi. To długa historia.

Blicharskiemu udało się złapać Gajewskiego obok sali gimnastycznej. Weszli do kantorka. Z braku jakichkolwiek mebli po prostu stali na środku pod nagą lampą. Blicharski wolałby siedzieć po tym, co usłyszał.

– Zbysiu zawsze był trochę narwany – wuefista powiedział to takim tonem, jakby tłumaczył dobrego kumpla – Tak, kolegowaliśmy się trochę.

Narwany? Tak pan to nazywa? Dwadzieścia butelek z benzyną! Może już gdzieś stoi z zapalniczką przy loncie! – wyrwał się Karol – Pójdę do borowców i o wszystkim powiem Niech oni zrobią z nim co trzeba.

– Nie – wstrzymał go dyrektor Bieniarz. Także pojawił się w drzwiach. Zamknął je za sobą – Poczekaj, młody człowieku.

– Za długo już czekaliśmy, panie dyrektorze!

Ja za długo zwlekałem. To przede wszystkim moja wina.

– Nie mógł pan przypuszczać, że pod pana nieobecność to się tak pogorszy – odezwał się Gajewski.

– Tak, dopóki byłem, starałem się trochę hamować Jasię. A teraz, ech...

– Co ma do tego pani Wieleba? – Blicharski nie rozumiał.

– Zbysiu i Jasia to rówieśnicy. Razem chodzili do szkoły. Tej szkoły – wyznał dyrektor. Karola tknęło to, że wyjawił imię Buca. A raczej to, że Buc ma jakieś imię – I po tym, co Jasia mu zrobiła w młodości...

– Przy mnie nigdy tego nie wspominał, nawet przy flaszeczce – mruknął Gajewski – Głęboko w nim musiało to siedzieć. Patrz pan, trzydzieści czy nawet ze czterdzieści lat, a on dalej to przeżywa.

– Pewnie Jasia mu dała w kość ostatnio i biedak nie wytrzymał nerwowo.

– Ja mu mówiłem, że się nie nadaje do tej roboty – wuefista pokręcił głową.

– A kto z nas się nadaje? – Bieniarz westchnął smutno – Widzisz, jak kończymy. No, ale Zbysiu rzeczywiście powinien sobie dawno dać spokój.

Blicharski nie mógł znieść tego tonu rzewnej pogawędki o starych Polakach. Miał ochotę wytarmosić obu i przemówić im do rozumu.

– Nie obchodzi mnie co Buc i Wieleba mają do siebie – niemal wykrzyczał, nie dbając o uprzejmości – Obchodzi mnie co ten stary wariat chce zrobić dziś! Idę do ochroniarzy.

– Nie! – rzucił dyrektor ostrym tonem. Staruszek stanął w drzwiach i zagrodził je przed Karolem – Nie pozwolę wydać mojego nauczyciela.

– Panie dyrektorze...

– Cokolwiek Zbysiu sobie ubzdurał w tej zmęczonej głowie, cokolwiek zrobił do tej pory, to jest wewnętrzna sprawa szkoły – stwierdził stanowczo Bieniarz. Gajewski intensywnie pokiwał głową.

– Dlaczego do tego mieszać kogoś z zewnątrz? – zapytał retorycznie – Policję albo ochronę? Tylko dlatego, że przyjechał tutaj ktoś z rządu?

– Ten problem jest do załatwienia między mną i woźnym. No i panią Wielebą – dodał Bieniarz – Nikt inny nie musi się o tym dowiadywać. To zbyt... delikatne sprawy.

Blicharski prędko zrozumiał o co chodzi. Nie martwili się o przyszłość Buca, gdyby odpowiednie służby dowiedziały się co szykuje. Nie martwili się nawet o los gości, nauczycieli i uczniów, gdyby ten wariat zrealizował swoje plany, jakiekolwiek by nie były. Martwili się o siebie samych, gdyby na jaw wyszła gorzelnia w piwnicach. Teraz wstawiennictwo żadnego niskogórskiego urzędasa nie pomogłoby w zatuszowaniu sprawy. Nie przy wizycie członka rządu i całej świty. A Gajewski był zbyt umoczony, żeby mu na tym nie zależało. Nawet jeśli już tu nie pracował.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz