8.

19 3 0
                                    

Zbigniew Buc był woźnym Zespołu Szkół Średnich od czterdziestu lat.

Przepracował cztery dekady czyszcząc korytarze, przetykając kible, wycierając kurze, myjąc okna i podlewając kwiaty. Prawie pół wieku użerania się z wrzeszczącą młodzieżą, zadufanymi w sobie nauczycielami i dyrekcją. Czterdzieści lat podłej, fizycznej pracy za śmieszne pieniądze.

Woźny Buc miał prawo być tym zmęczony.

W istocie Zbigniew Buc i Janina Wieleba byli rówieśnikami. Oboje pochodzili z Niskiej Góry. Oboje uczyli się w tych samych szkołach, najpierw w podstawówce, potem w liceum. W tym liceum. Przez pewien czas oboje siedzieli w tej samej ławce.

Byli wtedy znajomymi. Może nie najlepszymi przyjaciółmi, ale trzymali ze sobą jak szkolny kolega ze szkolną koleżanką. On ją czasem ciągnął za warkocze, ona go czasem przezywała, ale potem nawzajem pożyczali sobie zadania domowe. W ten sposób minęło osiemnaście lat ich życia. Aż w klasie maturalnej młoda Wieleba zrobiła coś, czego Buc nie mógł jej do tej pory wybaczyć.

Był maj 1968 roku. Siedzieli razem na egzaminie z polskiego, czekając na wielkie szare koperty z tematami. Młoda Wieleba była cała obłożona ściągami. Siedziała sztywno, żeby notatki z Mickiewicza nie wypadły jej z podszewki spódnicy. Buc nie miał żadnych pomocy. Pilnie uczył się przez kilka wcześniejszych miesięcy. Jak jakiś młody idealista założył sobie, że albo zaliczy egzamin uczciwie, albo wcale. Do dziś nie miał pojęcia, co mu wtedy odbiło.

Wreszcie dostali zadania. Scharakteryzuj bohaterów historycznych „Potopu" Henryka Sienkiewicza i ich postawy na tle dylematów epoki albo coś podobnego, to zatarło się już w pamięci Buca. W każdym razie doskonale pamiętał to ponure uczucie, jakie go wtedy ogarnęło. Zimna rozpacz. Czytał Sienkiewicza, ale prawie nic nie pamiętał. A historii nie cierpiał.

Siedząca obok Janina odczekała chwilę, aż nauczyciele oddalą się do swojego stołu (przykrytego tym samym zielonym suknem, którego używano do dziś). Odchyliła się nieznacznie, pogrzebała na podołku i wyciągnęła streszczenie zapisane na bibułce wielkości biletu tramwajowego. Przepisywała z wielką werwą, tylko co chwila bacznie rozglądając się na boki.

Buc spędził kwadrans usiłując przypomnieć sobie cokolwiek. Z każdą upływającą minutą wpadał w coraz większą beznadzieję. Inni dookoła skrobali piórami, a on nie był w stanie przypomnieć sobie jak się nazywa. Bezradnie wpatrywał się w pustą kartkę przed sobą albo w Jasię w ławce obok.

Wreszcie ich spojrzenia spotkały się. Wielebie wystarczył rzut oka na zdesperowanego kolegę. Sama napisała już sporą część wypracowania, mogła użyczyć pomocy koledze. Upewniła się, że nikt nie widzi, zmięła karteluszek w kulkę wielkości ziarnka grochu i podrzuciła ją zrozpaczonemu Zbyszkowi.

Zadziałało. Wystarczył rzut oka na notatki. Pamięć Buca odblokowała się. Miał już spore opóźnienie, więc zaczął pośpiesznie pisać. W tym samym czasie Wieleba szlifowała ostatnie zdania. Jako pierwsza uczennica w całej sali podniosła się z ławki (skrupulatnie poprawiając spódnicę). Z dumną miną wzięła swój arkusz pod pachę i dostojnie ruszyła ku komisji.

Buc jej nie obserwował. Był zajęty pisaniem. Za to wszystko doskonale słyszał. Przez majestatyczną ciszę sali przetoczyła się uwaga, jaką Janina podsunęła nauczycielce.

– Pani profesor, a kolega Buc korzysta ze ściągi!

Buc do dziś pamiętał te dźgające go spojrzenia wszystkich osób wokół. Już nawet nie było sensu ukrywać świstka leżącego obok dłoni. Chwilę później z oburzonymi minami podeszli do niego nauczyciele z komisji. Jasia Wieleba wyszła, nawet się na niego nie oglądając.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz