6.

13 3 1
                                    

Siostra zaciągnęła oniemiałego Blicharskiego do klasy, żeby objaśnić mu szczegóły. Karol usiłował zaprotestować, ale zakrztusił się tylko, tracąc kolory na twarzy. Katechetce taka reakcja zupełnie wystarczała.

– Wspaniale, że się zgadzasz! Wiedziałam, że ucieszysz się na tę radosną nowinę!

Blicharski otworzył usta, ale siostra wzięła go w ramiona, tuląc do serca jak najlepszego syna. Karol został zakneblowany fałdami habitu.

– To będzie wspaniała wyprawa! – ciągnęła siostra – Przygotowałam już śpiewniki; wiem, że tak bardzo lubisz pieśni oazowe!

Blicharski właśnie dowiedział się, że bardzo lubi pieśni oazowe. Siostra wyciągnęła ramiona, patrząc mu prosto w oczy z największą matczyną miłością. Blicharski w przerażeniu uciekł wzrokiem w bok, zerkając w okno. Za szybą ściętą szronem nadal sypał śnieg.

– Ta pielgrzymka... – wydukał – Dokąd?

– Do Częstochowy! – ucieszyła się siostra – Dojdziemy na samą Jasną Górę!

Blicharski usłyszał słowo dojdziemy i zmartwiał.

– Eeee... A czy to jest pielgrzymka piesza?

– Oczywiście! Przecież na pielgrzymkę nie jedzie się autokarem.

Z informacji dostępnych Blicharskiemu wynikało co innego, ale wolał nie brnąć dalej. Piesza pielgrzymka była opcją i tak lepszą od pielgrzymki na klęczkach albo czołgania się krzyżem. Co nie zmieniało faktu, że nie miał na nią najmniejszej ochoty.

– Ale teraz? – zapytał z konsternacją – W zimie?

– W marcu. Och, nie martw się, mój kujonku! – siostra roześmiała się radośnie – Wiem, że to ciężki okres w szkole, ale już usprawiedliwiłam cię ze wszystkich zajęć! Na pewno dasz radę odrobić zaległości! Zresztą, wymodlisz u Najświętszej Panny dobre wyniki na maturze!

Blicharski był na siebie zły, ale przy niezmierzonym entuzjazmie katechetki czuł, że jakikolwiek opór zda się na nic. Po raz kolejny wbrew sobie został rozłożony przez nauczyciela na łopatki.

– I znów zachowuję się kurwa nieasertywnie, ja pierdolę! Czy jestem wariatem?

Noga za nogą szedł korytarzem. Sadowski luzacko klepnął go w ramię. On sam starym zwyczajem przedłużył sobie ferie aż do piątku. I znów pojawił się w szkole bez tornistra. Ciekawe, czy w ogóle miał jakiś.

– Mówiłem ci, lej na to! Poczekaj, aż problem się rozwiąże.

– Rozwiąże się, kiedy zacznę brnąć przez śnieg dwieście trzydzieści kilometrów. A po powrocie ześlą mnie do Niemiec, bo z pewnością wygram ten pieprzony konkurs!

– Skąd wiesz, że wygrasz? Miałeś z niego zrezygnować.

– Nie dało się. Rozmawiałem z tym germańskim oprawcą w pończochach i nie chciała o tym słyszeć. Kiedy się upierałem, wzięła mnie na litość i popłakała mi się na ramieniu – otrząsnął się – Uciekłem stamtąd, żeby na to nie patrzeć, ale nic nie załatwiłem.

– A Wieleba? Z nią nie możesz pogadać?

– Do niej nie mam ochoty się zbliżać. Jezu... – oklapł zupełnie – To jest jej sprawka! Ja będę następny, po Gajewskim i Molendzie! Ona chce mnie w ten sposób wyeliminować.

– Wyeliminować?!

– Pomyśl! Najpierw jest cyrk z bimbrownią, potem wezwanie na dywanik, a teraz nagle katechetka eksmituje mnie ze szkoły na pielgrzymkę. Kto robi pielgrzymki w środku zimy? I już rozumiem te aluzje Wieleby do konkursu. Że dołoży wszelkich starań, żeby mi pomóc. Wszystko jasne. Mam stąd zniknąć i nie robić problemów.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz