Dwa tygodnie na przełomie grudnia i stycznia były wolne od szkoły. Pierwszy trzeba było odbębnić na choinki, opłatki i prezenty (już nie jesteś najmłodszy w rodzinie, teraz sam musisz pomyśleć o kupowaniu), obiadki z bliżej nieznanymi krewnymi pojawiającymi się raz do roku (no chodź pokaż się cioci, ale wyrosłeś!), przymusowe pójście do kościoła (w tym roku śliczną szopkę ustawili) i inne nieciekawe atrakcje. Za to drugi tydzień był świetny.
Materski urządzał na chacie u Sikorskiej wielką noworoczną wiksę połączoną z urodzinami, które miał jakoś szybko, w styczniu. Nawet babcię Sikorskiej udało się wyeksmitować, bo na święta pojechała do siostry. Problemem było, że nestorka nic nie wiedziała o imprezie i trzeba było potem zatrzeć ślady. To nie zmieniało faktu, że mieszkanie było ich. Junior naspraszał chyba wszystkich swoich znajomych i wśród kanap w róże, serwetek i pastelowych tapet kłębiło się wiele osób, także przyjezdnych. Jeśli stopień towarzyskości można mierzyć liczbą kumpli spoza szkoły, dzielnicy i miasta, to Materski rzeczywiście był rozpoznawalny.
Był i Kubala. Wziął browara i rozejrzał się za znajomymi, ale pierwsza znalazła go Monika.
- Ty tutaj?
- Tylko dla żarcia - wyznała Zalewska - Opchałam się czipsami. Zaraz puszczę pawia o smaku cebulki z papryką. Co ty tu robisz?
- No wiesz... - bardzo się starał, żeby wypowiedzieć to z pełnym pobłażania sarkazmem, jak to czasami robiła to Sikorska. Łupanie z głośników wyprało jednak jego głos z jakiejkolwiek emocji. Musiał odwrzasnąć - Przecież ja nie odpuszczam żadnych baletów! Pietro zawsze zapuszcza dobrą muzę i sprowadza spoko ziomków!
- Nie znosisz Materskiego.
- Ja? No co ty? Junior jest moim najlepszym kump...
- Dobra, bajerować możesz Blicharskiego, nie mnie. Słyszałam, co mówiłeś o juniorze. Najpierw obrzucasz go gównem, a potem obsypujesz kwiatami, co?
Kubala pociągnął łyk z gwinta dla animuszu i język stanął mu w gardle. Rąbało jak siekiera a nie piwo; miało chyba ze dwadzieścia procent.
- Uch! Mam być szczery?
- A potrafisz?
- Nie cierpię tego zarozumiałego padalca, ale ma kasę od tatusia i funduje darmowe browce. Każda okazja jest dobra, żeby się uchlać, no nie?
Wypił na raz pół butelki, żeby udowodnić jak świetnie się bawi. Włożył dużo wysiłku, żeby się nie skrzywić. Przełknął i poczuł się lepiej. Dawało radę pić, jeśli tylko nie zawracać sobie głowy smakiem.
Monika odeszła pogadać z Sadowskim. Sebastiana nie mogło tu nie być, był kluczowym gościem na wszystkich imprezach. Przyniósł ze sobą jointy; wprawdzie tylko trzy, ale dzięki jego racjonalizatorskim talentom starczało dla wszystkich zainteresowanych. Materski junior stał gdzieś dalej, otoczony wianuszkiem kumpli i dziewczyn. Wszystkich spowijały kłęby siwego dymu z przekazywanego z ust do ust skręta. Kiedy pani Leokadia Sikorska wróci do domu, długo będzie dochodzić źródła tego dziwnego ziołowego aromatu.
- Hej, ty tam - zakrzyknął któryś z gości - Nie chcesz zajarać? Masz smętną minę.
- Nie, dzięki - Kubala wzniósł toast butelką i wyżłopał zawartość do reszty - Dzisiaj ćwiczę wątrobę, nie płuca! Czaisz, no nie?
Wydawało mu się to szalenie zabawne, ale kumpel Materskiego tylko wzruszył ramionami. Kubala odstawił pustą butelkę i szybko znalazł drugą pełną. Nie chciał wyglądać drętwo z pustymi rękami. Rozejrzał się za Sikorską. Był ciekaw, jaką koszulkę dzisiaj założyła.
CZYTASZ
Szkoła
Mystery / ThrillerBrawurowa opowieść o absurdach współczesnej polskiej szkoły. Zespół Szkół Średnich im. Orszuli Kochanowskiej w Niskiej Górze to na pierwszy rzut oka szkoła jak wszystkie inne. Licealiści nudzą się na lekcjach prowadzonych przez zdesperowanych, źle...