13.

27 7 0
                                    


Pani Socha przebiegła przez korytarz skrzydła administracyjnego, które skrywało gabinety pedagogów, pokój nauczycielski, sekretariat, gabinet dyrektora i toaletę dla personelu. Dyrektora Bieniarza nigdzie tutaj nie było. Minęła po drodze tylko woźnego Buca wracającego z segregatorami, ale z nim jak zwykle nie można było się dogadać.

Już porządnie zdyszana dobiegła do klatki schodowej, która łączyła się z resztą szkoły. Stała tutaj pani Torba wraz z kilkoma uczniami, którzy pomagali jej po lekcjach. Wspólnie przygotowywali okolicznościową oprawę korytarza.

- Widziała pani pana dyrektora?

- Och, oprowadza naszego gościa, panią Joannę. Wchodzili na trzecie piętro, do sali komputerowej.

Można było to przewidzieć, pomyślała pani Socha. Dyrektor w ostatnich dniach całkowicie stracił głowę dla tej całej Joanny, spędzał z nią całe dnie. Aż strach co uczniowie powiedzą. Nawet Jasia Wieleba już powoli traciła cierpliwość, a dyrektora przecież zawsze bardzo uważała. No nic, trzeba go poszukać.

Socha wbiegła na górę.

- Kim jest ta cała Joanna? - Ewelina Majer zagadnęła półgębkiem Blicharskiego, kiedy sekretarka oddaliła się, a bibliotekarka nie mogła dosłyszeć.

- Nie jestem pewien, ale chyba jakaś ważna, z ministerstwa. Cały czas chodzi z tą teczką...

- Chodzi o to - odezwała się Kinga Modrzejewska z drugiej strony - że Bieniarz jest starym komuchem. Za karę mają mu przeprowadzić kastrację.

- Chyba lustrację - poprawił Blicharski, zawsze dobrze zorientowany w sprawach politycznych.

- Kochani, przypnijcie flagę troszkę wyżej - poleciła bibliotekarka z uśmiechem - Żeby była nad gablotką...

Pani Torba była główną wykonawczynią wszystkich martyrologicznych wizji Wieleby. Prowadziła cykl gazetek ściennych Wielcy powstańcy, których nie czytał nikt poza nią. Umieszczała w gablotkach okolicznościowe wycinki o bohaterach narodowych. Teraz otrzymała polecenie udekorowania półpiętra przed wyjątkowo ważnym apelem. Pani Torba była przekonana, że chodziło o upamiętnienie bitwy pod Bzurą, bowiem wszystkie rocznice narodowych tragedii były w szkole obchodzone wyjątkowo hucznie.

- Stary ma złożyć rezygnację na tym apelu - twierdziła Modrzejewska - Ponoć jest chory. Widzieliście jak ostatnio wyglądał?

- Zmienił krawat - zauważył Karol.

- Właśnie. Ostatnim razem jak zmienił krawat, upadł mur berliński. Zawsze się coś dzieje, teraz odejdzie zanim coś mocniej pieprznie.

- Na co jest chory?

- Wykryli u niego tęgoryjca dwunastnicy - odparła teraz Ewelina - Nie pytaj co to, śmiertelne. Ma trzy tygodnie życia. Może ta nowa to jego pielęgniarka?

Umilkli, bo na schodach dało się słyszeć szmery i szłapanie. Po chwili pojawił się sam dyrektor, asekurowany przez sekretarkę i tajemniczą pannę Joannę. Bieniarz swoim zwyczajem szedł w kapciach, ostrożnie stawiał nogi i kurczowo chwytał się poręczy. Rzeczywiście nie wyglądał zdrowo. Panna Joanna niemal z czułością trzymała go za rękę.

- Wieleba na pewno zostanie dyrektorką po nim - oceniła Kinga - Ponoć już zaczęła meblować gabinet.

Majer przypięła do ściany ostatnią biało-czerwoną flagę i zeszła z drabiny.

- Wieleba nigdy go nie lubiła - nachyliła się ku Blicharskiemu - Może go podtruwa tymi herbatkami? Chodzą różne plotki...

Blicharski, do którego wszystkie plotki dochodziły jako do ostatniego, był przerażony.

- Zwariowałaś? Ona go wielbi, nie tylko lubi. Nosi jego zdjęcie w portfelu, sam widziałem.

- To z jej albumu ludzi do zlikwidowania - szepnęła trwożnie Kinga - Jest tam ponoć połowa nauczycieli. Następna w kolejce Molenda. Zapamiętaj, Wieleba nie lubi nikogo.

- Och, doskonale! - pani Torba z radości aż zaklaskała - Pięknie to wszystko wygląda, dziękuję wam. Pani Wieleba na pewno będzie z was zadowolona!

Blicharski, Majer i Modrzejewska bardzo grzecznie ukłonili się i czmychnęli, zanim zjawi się Wieleba ze swoimi podziękowaniami.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz