9.

17 3 0
                                    

Blicharski dotarł do korytarza obok biblioteki w suterenie. Monika podążała za nim; takiej zwinnej dziewczynie jak ona jednak nietrudno było dogonić grubawego kolegę. Już nawet nie próbowała go powstrzymywać. Drzwi do dwunastki były otwarte. Weszli.

Sterta krzeseł zagradzających zwykle przejście do sali numer trzynaście była rozwalona wokół. Ktoś dziś używał tych drzwi. Ze środka coś dudniło niepokojąco.

– To te kotły – uznała Monika cicho – Wysadzi nas w powietrze.

Karol zastanowił się w przelocie czy wywalić drzwi kopniakiem czy ostrożnie uchylić. Wpadł na inny pomysł. Zapukał.

– Ekhm... Panie woźny, czy możemy wejść?

– Ocipiałeś?! – pisnęła Monika – Może jeszcze chcesz, żeby zaprosił cię na herbatkę?

I wtedy drzwi się uchyliły. Ujrzeli wnętrze trzynastki. Tonęło w mroku zamurowanego okna. Na ścianach i posadzce wilgoć; nadal stały tu kałuże. Nie było też tyle sprzętów, co poprzednim razem. Buc stał w głębi, przy wielkim huczącym piecu. Dłoń trzymał na zaworze. Uśmiechnął się do uczniów w pijackim obłędzie. Zaczął odkręcać zawór.

– Nie! – Blicharski instynktownie rzucił się do przodu. Wtedy strumień gorącej pary buchnął z kotła w głąb pomieszczenia. Karol osłonił twarz rękawem i gdyby nie poła marynarki, skończyłby zapewne z poważnymi oparzeniami. Zmrużył oczy, wycofując się po omacku do drzwi. Buc wydzierał się do niego ochryple. Blicharski nie był w stanie zrozumieć ani słowa, bo kocioł dygotał i ryczał. Woźny Buc pokręcił wielkim kołem, a gdy para trochę się przerzedziła, Karol odsłonił ostrożnie głowę, rozglądając się po pomieszczeniu. Zdążył zobaczyć tylko woźnego, który znika gdzieś w czeluściach zejścia do podziemnego korytarza. Woda chlusnęła głośno; tunel musiał być mocno zalany.

– Przestań kozaczyć, do cholery! – wrzasnęła Monika, ciągnąc Karola za ramię. Ruszył w głąb pomieszczenia, choć sam wiedział, czy chce wyłączać ryczącą maszynerię czy gonić woźnego. Na jedno ani na drugie nie miał zresztą większych szans – To zaraz jebnie, spadamy stąd!

Karol ocenił, że Monika może mieć rację. Odwrócił się tylko raz jeszcze, jako ostatni człowiek oglądając trzynastkę w takim stanie.

Zdążyliuciec.


*

Wizyta Minister Edukacji Narodowej w Zespole Szkół Średnich w Niskiej Górze trwała może trzy kwadranse. Podczas nich minister zdążyła obejrzeć kuriozalny ołtarz ojczyzny, obejrzeć nudnawą prezentację, obejrzeć rzygającego wiceburmistrza, obejrzeć większość tutejszych nauczycieli (bo na pewno nie porozmawiać z nimi), obejrzeć groteskową część artystyczną i zamienić kilka słów ze sklerotycznym dziadkiem, który podawał się za dyrektora tego bałaganu. Ze wszystkich jej wizytacji, a miała ich wiele za sobą i przed sobą, ta była najbardziej niezwykła.

Pani minister uprzejmie oklaskiwała biednych uczniów, którym kazano przygotować całe te ceremonie na jej cześć. Potem w kilku okrągłych słowach pogratulowała dyrektorowi, nauczycielom i uczniom wspaniałych osiągnięć, kazała ochroniarzom rzucić wreszcie palenie, wsiadła do limuzyny i odjechała. Dzisiaj wizytowała jeszcze pięć szkół w okolicy i nie mogła tracić czasu.

Janina Wieleba rzeczywiście miała zamiar wyjść do ochroniarzy i powiedzieć im o wszystkim, co zdarzyło się w międzyczasie. Zobaczyła tylko tył rządowej BMW na warszawskich rejestracjach wytaczającej się przez bramę. Kawalkada pozostałych samochodów ruszyła powoli za nimi.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz