6.

11 4 2
                                    

Pogoda zwariowała. Temperatury stale oscylowały w okolicach minus piętnastu stopni, ćwierć województwa nie miało prądu, Lao Che śpiewali o zimie stulecia, media zaczęły mówić o klęsce żywiołowej, piaskarki i pługi jeździły po ulicach bezcelowo tylko spalając paliwo, bo śnieg nadal zasypywał wszystko, premier jeździł po odciętych od świata wioskach, na ulicach miast płonęły koksowniki, szkoła działała nadal.

- Teraz to już nie jest zimno, teraz po prostu pizga złem - skwitował optymistycznie Sebastian.

- Co musi się stać, żeby zamknęli szkoły? - narzekała Monika - W takich Stanach wystarczy pięć centymetrów śniegu, żeby odwoływali lekcje.

- Geograficznie bliżej nam do Syberii niż Nowego Jorku - odparł zduszonym głosem Blicharski. Był szczelnie opatulony szalikiem - Dopóki nie zaczną ci zamarzać gałki oczne, nie licz na wolne.

- Mój staruszek twierdzi, że ostatnio lekcji nie było w stanie wojennym - wyznał Sebastian.

- Poczekaj, aż ten debil Wagner uzbiera wystarczająco dużo saletry, żeby wysadzić szkołę w powietrze. Ponoć już jest tego bliski.

- To na nic - zgasił ją Karol - Wieleba zrobiłaby lekcje na dnie dymiącego krateru. Trzeba by zrównać z ziemią całe miasto.

- Wieleba? - żachnął się Sadowski - Nią bym się nie martwił. Przecież Kubala ma ją wcześniej zamordować.

- To nie tak. Wagner chce wysadzić szkołę, a Kubala przedtem zamknąć Wielebę w środku.

- Właśnie - Monika ożywiła się - Tak w ogóle, gdzie jest Kubala?

- Pewnie siedzi w domu, w stanie ONCŚ.

- O en ce eś? - zainteresował się Sadowski.

- Obrażony-Na-Cały-Świat.

- Od dwóch tygodni? Nie poszedłeś go odwiedzić? - mruknęła Zalewska w stronę Karola - Faktycznie, towarzyski to ty nigdy nie byłeś...

- Może bym poszedł, ale nie wiem gdzie mieszka.

Monika zerknęła na niego ze zdumieniem.

- Nie wiesz, gdzie mieszka twój najlepszy przyjaciel?!

- Kto powiedział, że Kubala jest moim najlepszym przyjacielem?

- Ty sam... - dostrzegła jego brak zainteresowania - Inaczej: najlepszy przyjaciel Kubali nie wie, gdzie Kubala mieszka ani co się z nim dzieje?

- Hej, sama mi to doradzałaś - niedbale otrzepał zmarznięty śnieg z kołnierza - Przestałem się o niego troszczyć.

Weszli do szkoły nie zdjąwszy kurtek, szalików ani rękawic. W środku było równie zimno jak na zewnątrz, a wypatroszone z okien ściany nie chroniły nawet przed wiatrem. Sadowski przyszedł do szkoły, bo miał ambicje, aby urządzić w którejś z sal wielką bitwę na śnieżki. Poza tym lubił niemiecki.

Leniwym krokiem, skrzypiąc obcasami po szronie, doszli do drzwi sali. Reszta klasy, zbita w ciasną grupkę jak stadko pingwinów, grzała się własnym ciepłem w oczekiwaniu na lekcję.

Szkolną germanistką była pani Dagmara Schallend-Cicha (niemieckie nazwisko po mężu, autentycznym bawarczyku spod Monachium; germańskie imię po mamie, miłośniczce skandynawskich kryminałów). W przeciwieństwie do Ostrowskiej od angielskiego, pani Dagmara stawiała na całkowitą praktyczność nauczanego języka.

Prawdopodobnie żaden z jej uczniów nie byłby w stanie zdać matury z niemieckiego (ale nikt nie miał zamiaru do niej podchodzić), za to każdy pozostawiony w centrum Berlina, byłby w stanie dogadać się z przechodniem, zapytać o drogę do dworca kolejowego, kupić bilet i czym prędzej wrócić do ojczyzny. Na lekcjach pani Schallend-Cichej nie było bzdurnych opisów obrazków, wypracowań i nauki na pamięć przepisów na sałatki ogórkowe. W zamian nauczycielka przynosiła na przykład stos instrukcji obsługi odkurzacza po niemiecku, stawiała na biurko samo urządzenie i organizowała egzamin. Każdy kto był w stanie, posługując się instrukcją, włączyć odkurzacz, wymienić worek, wyregulować moc i stwierdzić ważność gwarancji, zdawał.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz