Styczeń. 1.

16 5 0
                                    

Zima. Styczeń. Lód.

Blicharski spędził święta jak co roku, czyli obżerając się pierogami. Jak co roku obiecał sobie, że zaczyna biegać i ćwiczyć, ale ciocia Helenka szybko sprowadziła go na ziemię, stawiając przed nim kolejny półmisek. Pod choinką Karol znalazł to co zawsze, czyli stertę mądrych książek. Uprzejmie podziękował wszystkim darczyńcom, potem w samotności przejrzał je, stwierdził, że są nudne i wrócił do pierogów.

Wagner zorganizował na działce Sadowskiego pokaz fajerwerków. Pokaz przebił wszystkie inne sylwestrowe atrakcje w Niskiej Górze. Niestety, przebił też dach działkowej szklarni, bo Wagner zainstalował w jednej z rakiet felerny system naprowadzania i ta wróciła tam, skąd ją wystrzelono. Przynajmniej śnieg zasypał kratery po eksplozjach.

Agatka, jak przystało na pilną uczennicę, całą przerwę świąteczną poświęciła na nadrabianie zaległości w nauce. Monika obserwowała to ze zgrozą i nie dotknęła żadnej książki, tłumacząc to zachowaniem odwiecznej równowagi w przyrodzie. Czas wolny skończył się bardzo szybko i uczniowie musieli niechętnie wrócić do szkoły.

Tymczasem woźny Buc poczynił ogromne postępy w remoncie, na razie będąc jednak tylko na etapie demontażu i dewastacji, a nie remontowania czegokolwiek. Rozgrzebane przez niego trzecie piętro skuł lód. Najcieplej było w sutenerze, a i tam uczniowie siedzieli w kurtkach.

Karol wracał do szkoły w świetnym humorze, bo po brawurowo zaliczonej próbie do matury jego matka była z niego bardzo zadowolona. Był całkowicie nieświadomy dramatów rozgrywających się dookoła. Wkraczał w nowy rok tak samo jak do budynku szkoły; dziarskim, pełnym nadziei krokiem. Rzeczywistość miała szybko obnażyć jego naiwność.

– O, cześć Blacha! – pierwsza powitała go Monika, co tylko jeszcze bardziej mogło go ucieszyć – Szajba już ci przeszła?

– Jaka szajba? Ale czuję się świetnie, dzięki! A co tam słychać u...

– Dobra, mniejsza o to. Nasz wychowawca zniknął.

Rozejrzał się wokół, jakby wuefista Gajewski miał się zmaterializować gdzieś w pobliżu.

– Co znaczy zniknął?

– To co myślisz. Nie ma go. Nie pojawił się w szkole po przerwie. Nikt nie wie, gdzie jest, nawet nauczyciele.

– Po prostu wyjechał gdzieś na zimę...

– Nie bądź śmieszny, tuż przed końcem semestru? Przed wystawianiem ocen? Bez słowa? Nie był wzorowym wychowawcą, ale nawet on nie odwaliłby czegoś takiego.

Blicharskiego tknęło to, że Monika użyła czasu przeszłego. Był wychowawcą.

– Rozmawiałam z Eweliną i zaczynam jej wierzyć – mówiła dalej – Wieleba chciała wyeliminować Gajewskiego, ponoć groziła mu dyscyplinarką. Nie wiem jak, ale dopięła swego.

– Przestań, bo niby co? Bo chodził po szkole w niewyprasowanym dresie? Skoro tak, to Bieniarz ze swoimi kapciami jest następny.

– Bo Wieleba uparła się, że Waldek szczuł nas przeciwko niej.

Dla Blicharskiego to było absurdalne.

– Co?

– Nie słyszałeś o tym, co się stało?

Monika szybko zreferowała Blicharskiemu opowieść o tym, jak nieznani młodociani sprawcy obrzucili dom Wieleby koktajlami Mołotowa. Tylko padający śnieg i fakt, że jej mąż miał w domowych szpargałach zapas gaśnic (jak to mechanik) uratowały jej życie. Zdzisław trafił do szpitala z poparzeniami trzeciego stopnia, a Wieleba złożyła zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Z ponad czterystoma uczniami z Orszuli Kochanowskiej jako potencjalnymi sprawcami. Ponoć już tam kogoś z czwartej technikum policja przesłuchiwała w tej sprawie. Przynajmniej taka była jedna z wersji krążących po szkole. Monika i tak wybrała tą z najmniej fantastycznymi okolicznościami.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz