Gmach Zespołu Szkół Średnich był niejako wciśnięty między niskogórską stację kolejową i rozległy park miejski. Wokół szkoły rozpościerał się dawny sad. Od lat nieużywany przypominał raczej dżunglę pełną poskręcanych karłowatych drzew, rodzących skwaśniałe, upośledzone owoce. Tereny z sadem i boiskiem otaczało dziurawe ogrodzenie, które nie stanowiło żadnej przeszkody. Czasami z parku pod szkołę podchodziły sarny. Ponoć zdarzały się też dziki, ale nikt ich nigdy nie widział.
Po przeciwległej stronie biegła ulica, za nią tory kolejowe. Wokół żadnych domów, sklepów. Tylko dworzec, zapyziały jak cała okolica. Do szkoły wszyscy uczniowie mieli daleko; większość dojeżdżała na rowerach albo była dowożona przez rodziców, o ile nie żałowali na paliwo.
Sam budynek to zbudowany w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku obskurny relikt socrealizmu. Nigdy nie był remontowany. Spękany tynk zszarzały od smagającego go latami wiatru i wody tu i ówdzie zaczynał odłazić od ceglanych ścian.
Wchodzących witał niewielki brukowany placyk; z założenia reprezentacyjny wjazd, od lat zamieniony na parking dla samochodów nauczycieli. Wokół stały wielkie betonowe pierścienie, które w poprzednim życiu mogłyby być elementami silosów rakietowych, ale teraz pełniły rolę kwietników. Kwiaty i tak marnie rosły, nikt nie wiedział dlaczego.
Taka atmosfera wystarczała, by uciszyć rozbrykanych pierwszaków wchodzących pierwszy raz do nowej szkoły. Na starszych rocznikach już nie robiło to wrażenia. Monika i Agata weszły za dziesięć ósma, dojadając paczkę żelków kupioną po drodze.
– Sebastiana jeszcze nie ma? – zaniepokoiła się Zielińska, bacznie rozglądając wokół.
– Stęskniłaś się za swoim chłopakiem?
– Nie jest moim chłopakiem! Nie chodzimy ze sobą!
– Racja; ty chodzisz za nim.
– Bo obiecał, że zabierze mnie na lody.
– Czekaj, chwaliłaś się tym w czerwcu. I nie wybraliście się do tej pory? Gdzie miały być te lody, na Antarktydzie?
Agata zaróżowiła się, zwiesiła głowę i zamilkła, nie ciągnąc tematu. Teraz to Zalewska zaczęła się z ciekawością rozglądać.
Kolejni znajomi z ich klasy kręcili się już pod salą gimnastyczną. Materski z Sikorską gadali pod ścianą i Monika na pierwszy rzut oka zorientowała się, że bujają ze sobą. Jakub Rekiel bawił się telefonem, Fangler jak zwykle stał gdzieś w kącie przytłoczony rzeczywistością, Ewa Abramowska poprawiała swoją nową (niezłą, fakt) fryzurę tak, żeby dostrzegły ją wszystkie dziewczyny wokół, Wagner znowu założył swój nieodzowny dres, którego nie zdjąłby pewnie ani do spania ani do ślubu, a koszula Kubali nie widziała żelazka ani nie zaznała pralki od dłuższego czasu. Monika ogarnęła to wszystko w jednej chwili.
Były też pierwszaki, dużo nowych twarzy. Kręcili się zdezorientowani i lekko przerażeni. Zalewska z mimowolną satysfakcją uzmysłowiła sobie, że oni sami nie są już nowymi twarzami. Sami też byli tak przerażeni rok temu. Ale nie dziś. Już wiedzieli czego... kogo się bać, a kogo nie. Teraz byli częścią tej szkoły.
Rozgardiasz i korytarzowy gwar przerwał dopiero dzwonek.
Ponagleni brzęczeniem uczniowie zaczęli wchodzić do sali gimnastycznej i zajmować miejsca. Woźny Buc poznosił tu ze wszystkich korytarzy długie niskie ławki, na których można było względnie przykucnąć, ale na pewno nie usiąść. Nauczyciele dostali wygodne krzesła.
Gwar ucichł, kiedy do mikrofonu podeszła Wieleba.
CZYTASZ
Szkoła
Misterio / SuspensoBrawurowa opowieść o absurdach współczesnej polskiej szkoły. Zespół Szkół Średnich im. Orszuli Kochanowskiej w Niskiej Górze to na pierwszy rzut oka szkoła jak wszystkie inne. Licealiści nudzą się na lekcjach prowadzonych przez zdesperowanych, źle...