Epilog

38 4 4
                                    

Pięć tygodni później, przy zakończeniu roku szkolnego, budynek wyglądał nieźle. Może gdzieniegdzie było widać obskurne zacieki, ale przecież: czy wcześniej ich nie było? Z dużym zaangażowaniem straży pożarnej oraz uczniów (Monika oczywiście miała rację: tak, kazali im to wszystko posprzątać) szkołę udało się doprowadzić do początku. Tylko ten specyficzny smrodek miał się unosić na korytarzach, zwłaszcza na trzecim piętrze, jeszcze przez wiele tygodni. Ale w trakcie wakacji nikomu to nie przeszkadzało.

Janina Wieleba w pewnym sensie osiągnęła to, o czym marzyła. Jej szkołą rzeczywiście zainteresowały się ogólnopolskie media. Informacja o nietrzeźwym woźnym powodującym spektakularną awarię kanalizacji w szkole podczas wizyty minister edukacji odbiła się szerokim echem. Teleexpres poświęcił sprawie cały minutowy materiał w dowcipnej sekcji serwisu, a woźny trafił do Teleexpresowej Galerii Ludzi Pozytywnie Zakręconych w loży „Wystrzałowy belfer". Choć przecież wcale nie był nauczycielem.

Odnaleziono go w parku, kilkanaście minut po wydarzeniu. Dwa promile w wydychanym powietrzu. Policja uznała, że zdołał zbiec ze szkoły bocznym wyjściem, wykorzystując ogólne zamieszanie. Uczniowie oczywiście wiedzieli w jaki sposób woźny się tam znalazł. Miał swoje przejścia.

Konserwator został oskarżony o zakłócanie porządku, awanturę w stanie nietrzeźwym oraz zatrzymany przez niskogórską policję w celu „złożenia dalszych wyjaśnień". Wyjaśnienia były bardzo potrzebne, bo wezwani do szkoły technicy i hydraulicy przez długie godziny zastanawiali się jakim cudem niedrożność kanalizacji może spowodować tak drastyczne wybicie pionu. Założyli, że w plątaninie instalacji musiało istnieć przyłącze między siecią kanalizacyjną a siecią ciepłowniczą, a uruchomienie centralnego ogrzewania przy osuszaniu szkoły doprowadziło do stopniowego narastania ciśnienia.

Nie mogli wiedzieć o acetylenie nadal krążącym w rurach, po tym jak Wagner wsypał do kanalizacji piętnaście kilogramów karbidu. I o mechanizmie detonującym nadal ukrytym w spłuczce. I nie dowiedzieli się, bo woźny trzymał język za zębami, nawet już po wytrzeźwieniu. Świadomość tego, co stało się z Wielebą, w zupełności mu wystarczała. On jako jedyny kończył rok szkolny w pełni zadowolony i usatysfakcjonowany.

Wieleba nie tylko nie starała się zrozumieć motywów Buca (Ja nie jestem mu nic winna! Od początku był nierobem!), ale zwaliła na niego całą winę za wszystkie swoje niepowodzenia. Oczywiście zwolniła go dyscyplinarnie dzień po wszystkich zajściach. Ponoć woźny w areszcie nie posiadał się z radości.

Janina Wieleba przeszła karuzelę psychiczną od wściekłej chęci zemsty do głębokiego wstydu. Przez moment próbowała przeprowadzić prywatne śledztwo, by dociec kto wywołał i umieścił jej zdjęcie na statywie. Przyznali się wszyscy podejrzani oraz niepodejrzewani, włącznie z Blicharskim i połową uczniów, panią Sochą, katechetką i oboma informatykami. Udało jej się dowiedzieć tylko, że za powieszeniem tej strasznej kukły z jej twarzą stali uczniowie czwartej technikum. W ten sposób chcieli się pożegnać z edukacją. Nie mogła ich nawet ukarać obniżeniem ocen, bo już odchodzili ze szkoły. A większość dzienników została zniszczona. Decyzją rady pedagogicznej powrócono do stanu ocen z końca września. W ten sposób Rekielowi anulowano nieklasyfikację. Blicharski zakończył rok szkolny z najwyższą średnią w szkole.

Zresztą Wieleba także nie zamierzała zostać w szkole. Niebawem kuratorium oświaty we Wrocławiu ogłosiło konkurs na stanowisko starszego sekretarza. Uznała, że to jej ostatnia szansa na jakikolwiek awans. Złożyła odpowiednie papiery i uzyskała pierwsze miejsce wśród wszystkich kandydatów. Po tylu latach pedagogicznej mordęgi wreszcie znalazła pracę, która polegała tylko i wyłącznie na kontrolowaniu rozmaitych statystyk.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz