6.

25 7 0
                                    

– Nie dostaliśmy żadnych dotacji, prawda? – zapytała z niepokojem pani Socha, już w sekretariacie.

– Na to bym nie liczyła – mruknęła polonistka, zaparzając sobie herbatkę.

– Słuchaj, tak się zastanawiam – sekretarka zaczęła niepewnie – Możemy zrobić strajk!

Wieleba uniosła brwi.

– Głodówkę na przykład! – tłumaczyła – Przyjedzie telewizja, pomacha się transparentami, zrobi aferę. Ministerstwo na pewno dośle trochę pieniążków.

– Chyba sobie żartujesz...

– Ale nie my musimy głodować – zapewniła pospiesznie – Uczniowie są młodzi, silni; wytrzymają nawet parę dni! Rozłoży się koce na korytarzu...

– Przestań, proszę cię.

– ...woźny ma trochę starych opon, można rozpalić...

– Elu! Wybij to sobie z głowy – napiła się herbatki dla oddechu – Musimy zaprezentować się z jak najlepszej strony, a nie żadne strajki. Z opon zrobi się kwietniki. Też będzie ładnie wyglądać w kamerach.

Nie pozostawiało jednak wątpliwości, że sytuacja finansowa szkoły zaczyna być napięta. Wieleba już pod koniec września podpisała okólnik o oszczędzaniu kredy, a szły wypłaty.

– Proszę porządnie wymyć schody przy wejściu – poleciła woźnemu Bucowi – Błota się nanosi. I podlać te chryzantemy. Znowu schną.

To dało się zrobić bez żadnych kosztów, ale Wieleba zdawała sobie sprawę, że wypucowane linoleum i kwiatki jednak nie wystarczą.

– Musimy zrobić remont, Edziu – oświadczyła dyrektorowi. Bieniarz siedział u siebie w gabinecie, zawalony wydrukami faksu, które wciąż próbował ogarnąć.

– Tak? – odparł w roztargnieniu – A po co?

– Edziu... – Wieleba pomogła mu uprzątnąć zwały papierów z biurka – Zobacz, jak wygląda ten budynek. Tynk sypie się ze ścian, farba odłazi, w kranach nie ma wody...

– Szkoła to nie salon – mruknął kategorycznie Bieniarz – Mamy tu kształtować młodzież, a nie podziwiać ściany.

– Dobrze, Edmundzie – przytaknęła ochoczo Wieleba – Ale jak my tu przyjmiemy ministra?

– Jak to jak? – dyrektor wzruszył ramionami – Normalnie. Zorganizujemy apel na półpiętrze, jak zawsze. Najwyżej zasłonimy tymi zielonymi obrusami korytarz, żeby nic więcej nie było widać.

Polonistka pokręciła głową.

– Ale na ścianach wyłazi grzyb...

– Zawiesi się tam flagi.

– Tynk odpada z sufitu...

– Ustawimy ministra tak, żeby nic na niego nie spadło.

– Linoleum na podłodze gnije...

– Posadzimy tam uczniów i nic nie będzie widać.

– Ale wszędzie gnije!

Bieniarz poirytował się, co było do niego niepodobne.

– Wiem! I co z tego?

Wieleba zrobiła bolesną minę.

– Nie wypada. Trzeba ugościć...

– Nie wypada, nie wypada! – Bieniarz marudził – Za komuny, jak Gierek wizytował pegeery, to zakładał kalosze i chodził po gnojówce, jak było trzeba. Wtedy jakoś wypadało.

Wieleba westchnęła nostalgicznie.

– Czasy się zmieniły, Edziu. Nie możemy pozwolić, żeby rządowa delegacja zobaczyła naszą szkołę w takim stanie. Wokół budują się autostrady, obwodnice, remontują kościoły, a my...?

– A my nie mamy pieniędzy – mruknął dyrektor.

– Musimy je znaleźć – odparła Wieleba.

– Dobrze wiesz, że się na tym nie znam – odparł szczerze do bólu Bieniarz, unosząc wzrok znad druków – Jak jakieś znajdziesz, możesz remontować co się da.

Wieleba, której Bieniarz obiecał stanowisko Wicedyrektor do spraw Finansowych, poczuła, że musi wziąć ciężar modernizacji na swoje barki. I już miała pewien pomysł.

Z prośbą o pomoc należało zwrócić się do wiceburmistrza i dyrektora Urzędu Miasta Niska Góra, pana Piotra Materskiego seniora.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz