5.

21 4 1
                                    

– Nie wiem co mu odbija ostatnio, jakiś dziwny się robi. I chyba zaczyna palić marihuanę albo jakieś inne świństwo od Sadowskiego...

– Maryśka to nie świństwo, sama natura – odparła Monika.

– Okej, to tak. Tylko że Sadowski hoduje ją na vibovicie, a doprawia herbatą Minutką z Biedronki. Od tego mózg może się zlasować.

Blicharski żalił się Zalewskiej na Kubalę, matkę, Wielebę, Molendę, Gajewskiego, Sochę, Topyłę, Ostrowską i wszystkich innych, którzy przyprawiali go o kłopoty, a ta lista była długa. Monika przyjmowała to ze spokojem, bo sama miała już dość. Nie tylko ona.

Przechodzili akurat korytarzem przy półpiętrze, nieopodal przejścia do skrzydła administracyjnego. I właśnie stamtąd dało się słyszeć stłumione odgłosy. Jakieś tupania, szurania, nawet wrzaski. Zaniepokojeni, podeszli bliżej.

– Rozróba w pokoju nauczycielskim! – zauważyła zdumiona Monika.

To wydawało się nieprawdopodobne, ale było prawdą. Wszystko wskazywało, że w pokoju nauczycielskim trwała regularna bijatyka. Kiedy zbliżyli się do drzwi, coś grzmotnęło w nie od wewnątrz z głuchym impetem.

– ...ja się nie dam zastraszyć! Ja mam swoją godność!...

...chodzi tylko o realizację wszystkich punktów nowej podstawy programowej... – dało się słyszeć ze środka.

Oboje zamarli w bezruchu, chcąc rozpoznać posiadaczy głosów. Nie było to konieczne.

Drzwi otwarły się z łoskotem. Najpierw wyfrunął z nich dziennik, trzepocząc kartkami w locie. Potem wypadła zaszlochana Molenda. A na końcu wyszła Wieleba. Nawet nie zauważyły uczniów.

– Odkąd pamiętam! Odkąd tylko tu się pojawiłaś! Znalazłaś sobie chłopca do bicia? – łkała matematyczka.

– Nigdy nie kieruję się względami prywatnymi, jedynie obiektywnym interesem naszej placówki – odparła polonistka z godnością – Jako Wicedyrektor do spraw Wizerunku i Jakości Kształcenia...

– Wsadź sobie te tytuły w swoją tłustą dupę! – rzuciła z wściekłością Molenda. Była w takim stanie, że mogłaby rzucić się na Wielebę z pięściami. Zwyciężył instynkt samozachowawczy; była o głowę niższa i dwadzieścia kilo lżejsza.

– W prowadzonym przez panią przedmiocie notorycznie niespełniane były kryteria realizacji wymogów dydaktycznych w określonych zagadnieniach ramowych – rzuciła sucho Wieleba, posiłkując się trzymanym arkuszem ze statystykami – Od ponad semestru razem z klasą drugą nie zakończyła pani tematów związanych z funkcją kwadratową, co uniemożliwia...

– Chyba ja jeszcze jestem matematyczką w tej szkole?! Chyba wiem, co mam robić!

– ...co uniemożliwia przejście do kolejnych zagadnień w tematach wielomianów oraz logarytmów i skutkuje znaczącymi opóźnieniami w przyjętym przez radę pedagogiczną harmonogramie przygotowań do egzaminu maturalnego, więc jako osoba upoważniona przez dyrektora zmuszona jestem podjąć odpowiednie kroki.

Wieleba zerknęła w bok i dostrzegła wreszcie uczniów. Poczerwieniała.

– Co tu robicie? Na lekcje!

– Nie mamy lekcji...

– To do domu. Już, szybciutko!

Blicharski i Zalewska wyszli, ale jeszcze za nimi słychać było jęki Molendy.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz