11.

21 6 0
                                    

Niska Góra nie miała centrum. Niska Góra miała park. Park Dwudziestopięciolecia. Nazwę tę nadano 22 lipca 1970 i od tej pory jakoś nie zmieniono. Nikt głośno nie wspominał o dwudziestopięciolecie czego chodziło. Park, znajdując się w samym środku miasta, skutecznie rozbijał miejscowość na kilka odrębnych osiedli, utrudniając komunikację i prowadząc do zaogniania dzielnicowych patriotyzmów, które jeszcze w gimnazjum były wśród uczniów przyczyną wielu kłótni i bójek.

Park – założony i niegdyś utrzymywany w stylu angielskiego romantyzmu – dziś przypominał już bardziej las. Nastrojowe zakątki i zbudowane na wzniesieniach altany do podziwiania perspektyw widokowych na miasteczko i dolinę Odry już dawno pochłonęły krzaki. Jedyną pozostałością dawnej świetności było stojące nieopodal leśnego stawu i rozsypujące się powoli mauzoleum Georga Heinricha Niederberga. Szczątków najznamienitszego przedwojennego zarządcy majątków niskogórskich, które wówczas nazywano Unteres-Ufer, także dawno już tu nie było – pod ścianami walały się potłuczone butelki i zużyte prezerwatywy. Blicharski minął zrujnowany grobowiec, obszedł wzniesienie oraz jeziorko, by znaleźć Wagnera tkwiącego w kępie wybujałych pokrzyw nad wodą. Ale nie był sam.

– O, Blacha przyszedł! – ucieszył się Kubala – Już nie wypłakujesz oczu po tragedii?

– Ciebie się tutaj nie spodziewałem – mruknął zaintrygowany.

– Git, że jesteś. Pomożesz nam, bo ktoś musi potrzymać...

– W niczym nie będę wam pomagał – uciął krótko Blicharski – Mam nadzieję, że nie chcecie wysadzić mauzoleum.

– No tego nie, uzbierałem za mało ładunku – wyjaśnił rzeczowo Wagner, grzebiąc przy trzymanym w dłoni nadajniku.

– Na ile sekund mam nastawić? – zapytał Kubala, pochylony nad czymś w krzakach.

– Dziesięć wystarczy – odparł Wagner bez cienia zastanowienia.

– Widziałeś? – Kubala wreszcie obrócił się do Blicharskiego z satysfakcją – Wagner sam to zrobił!

– Co?

– Detonator czasowy podłączony do odbiornika zdalnego sterowania – Blicharski dostrzegł nieduży plastikowy model statku oparty o kamień nad brzegiem stawu.

– Chcesz powiedzieć, że to cykanie na polskim, które częściowo doprowadziło do mojej pały, to wasza bomba? – zdenerwował się.

– Ej, nic nie mam do twojej pały – zarechotał Wagner – Gotowy?

– I zwarty! – zameldował Kubala.

– Wodujemy! – polecił Wagner, trzymając nadajnik. Kubala ostrożnie spuścił statek na wodę i natychmiast wyciągnął telefon.

– Trzeba będzie to nagrać – wyjaśnił Blicharskiemu z podnieceniem – Za godzinę będziemy gwiazdami na YouTube!

– Żadnych nagrań – mruknął posępnie Blicharski, wycofując się bezpiecznie za Kubalę – Co w ogóle chcecie wysadzać? – dodał pospiesznie.

– Zobaczysz! – obiecał Wagner znad stawu – Możemy zaczynać.

– Chwila! Już? – przestraszył się Blicharski – A jak ktoś zobaczy?

– Nie po to to nagrywam, żeby nikt tego nie zobaczył – odparł Kubala, włączając kamerę. Blicharski zamilkł, dbając o to, by nagranie nie zarejestrowało jego głosu i przezornie trzymał się poza kadrem.

– Kurs na wprost! – zakrzyknął Wagner, manipulując nadajnikiem w dłoni. Stateczek chybotliwie wypłynął z zarośli, wprost na środek stawu. Blicharski nerwowo rozejrzał się wokół. Dzięki Bogu, w zasięgu wzroku nie widział żadnych innych ludzi. Nie miał ochoty zostać rozpoznany razem z młokosami demolującymi park miejski.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz