3.

12 3 0
                                    

Jakub Rekiel spędził ferie w znakomitym nastroju. Na tydzień wyjechał w góry na narty z pozaszkolnymi znajomymi. Szusowanie szło mu raczej przeciętnie, ale cieszyło go co innego. Pierwszy raz w życiu mógł zapłacić za wyjazd z własnej kieszeni, bez żadnego kieszonkowego. Finansowo zaczął uniezależniać się od starych, opierając wszystko na swoim dziennikowym interesie.

Koniec semestru oznaczał wystawianie ocen. Rekiel drżał czy wszystko zadziała jak należy, ale efekt przekroczył jego najśmielsze oczekiwania. Chociaż fałszował oceny na masową skalę, nikt niczego nie wykrył. Nauczyciele zamknęli semestr bez żadnych wątpliwości. Rekiel obawiał się trochę, czy pani Socha nie wyłapie rozbieżności między dokumentami elektronicznymi a papierowymi, ale nic takiego się nie zdarzyło. Wiecznie zawalona papierkami sekretarka przepisywała i zatwierdzała wszystko jak leci.

Przez ferie problem stanowiło dostanie się do zamkniętej szkoły, ale i na to znalazł sposób. Pogrzebał trochę w systemie i uzyskał uprawnienia administratora na swoim własnym laptopie. Nie musiał już włamywać się do sali informatycznej, przeniósł robotę do domu. Odbierał zlecenia anonimowo przez internet i uczył się zacierać ślady. Najwięcej zgłoszeń spływało do niego nie z jego klasy, ale od starszych roczników.

Jego działalność wpłynęła na ogólne statystyki całej szkoły. Starał się nie fałszować wyników sprawdzianów czy klasówek, to niosło zbyt duże niebezpieczeństwo nakrycia. Bazował raczej na produkcji bezpiecznych piątek i czwórek z aktywności, starał się je dopisywać wstecznie do wcześniejszego miesiąca. Bo przecież który belfer zapamięta, komu dał czwórę z plusem za odpowiedź przy tablicy pięć tygodni temu? Ilość dobrych ocen rosła błyskawicznie. Dobre oceny podciągały średnią do góry. Średnia wpływała na statystyki. Statystyki rosły. Nauczyciele byli zadowoleni, uczniowie byli zadowoleni, Rekiel był zadowolony i liczył pieniądze. Interes się kręcił. Niestety pociągnął za sobą trudne do przewidzenia skutki uboczne.

Do końca stycznia pierwszy raz od lat Zespół Szkół Średnich imienia Orszuli Kochanowskiej wyprzedził w statystykach Liceum Ogólnokształcące imienia Jana Pawła II na Odrzańskiej. Na początku lutego szkoła Rekiela przegoniła także kilka innych szkół w powiecie. Teraz dobijała do pierwszej dwudziestki w województwie i przy utrzymaniu trendu do hospitacji minister miała wielkie szanse stać się najlepszą szkołą na Dolnym Śląsku. Wieleba była zachwycona. I uznała to za wynik swojej własnej efektywności.

Składając podsumowanie semestru dyrektorowi Bieniarzowi, stwierdziła, że tak doskonałe oceny są wynikiem wprowadzenia innowacyjnych metod dydaktycznych. Czyli zajęć z tablicą interaktywną i sobotnich lekcji. Bieniarz zgodził się, żeby obie metody potraktować jako permanentne. Przygotowywanie pokazów slajdów wprowadzono do każdego przedmiotu. Sobotnie zajęcia rozszerzono do pełnego wymiaru godzin. Krążyły plotki o rozpoczęciu lekcji także w niedziele i święta.

Junior Materski zdobył najwyższą średnią semestralną w klasie. Magda patrzyła na to z niedowierzaniem, skoro zapłaciła ciężką kasę za to, żeby stało się inaczej. Uznała, że to wynik zaplecza politycznego Piotra. Podobnie jak reszta klasy. Junior zaczął tracić status fajnego gościa. Szmerów i szeptów za swoimi plecami jeszcze nie słyszał albo nie chciał słyszeć. Tylko do czasu.

Blicharski spadł gdzieś do połowy stawki. Rekiel postarał się profilaktycznie zepsuć Karolowi kilka przedmiotów. Był święcie przekonany, że zdruzgotany Blicharski weźmie się do roboty i będzie w pocie czoła harował, żeby nadrobić zaległości. Albo przyjdzie pokornie do niego. Nic takiego się nie zdarzyło. Rekiel nie przewidział, że po powrocie do szkoły Karol będzie miał zupełnie inne problemy na głowie.




SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz