3.

11 3 0
                                    

Materski miał ochotę przestać przychodzić do szkoły. Już nawet nie chodziło o szopkę z żałobą, niekończące się wymagania i ogólny absurd. Junior z przerażeniem zdał sobie sprawę, że inni uczniowie go nienawidzą.

– Patrzcie, kto idzie! Wybraniec!

– O czym ty bredzisz? – wycedził do Janasa. Paweł wychylił się spośród otaczających go dziewczyn z fakultetu chem-bio.

– No przecież jesteś jedyny bez przydziału! Nie zapisałeś się do żadnej grupy! Co wpisałeś w tamtych deklaracjach, przyznaj się?

– Coś tam, już nie pamiętam. Widocznie nie zmieściło się w normach.

– On ma indywidualny tok nauczania – wyjaśniła Agatka Zielińska, także w grupie z Janasem. Chyba powiedziała to z zazdrością – On, jako jedyny uczeń w szkole!

Materskiego tknęło to, że mówi o nim w trzeciej osobie, chociaż stał tuż przed nią. – Co, zazdrościsz?

– Prawda, że masz jeden dzień wolny w tygodniu? – podchwycił Janas.

– Bzdura, kto tak mówi?

– Wszyscy! Że masz taki zakres materiału, że nie musisz chodzić do szkoły codziennie.

– Mam taki sam materiał jak wy wszyscy – mruknął Materski, bo stracił ochotę do dyskusji – I idę go zakuwać. Na razie.

Rzeczywiście, Wieleba z pompą przekazała jego staremu, że opracowała dla juniora indywidualny tok nauczania w celu rozwijania personalnych umiejętności i talentów czy coś w tym stylu. Juniora to śmieszyło, bo sprowadzało się do tego, że musiał umawiać się z belframi na konsultacje i przesiadywać z nimi sam na sam po godzinach. Z zupełnie rozpieprzonym planem dnia, robiąc dokładnie to co inni, ale pod fikuśną nazwą. Próbował nawet dopisać się do jakiejś normalnej grupy, ale już się nie dało. W każdym razie ojciec wydawał się być dumny. Dumny bardziej z Wieleby i jej innowacji, a nie z syna.

– Znowu masz najlepszą średnią – zauważyła z przekąsem Ewelina Majer.

– Może, jakoś nie sprawdzałem.

– Pani Wieleba nam mówiła. Że znowu jesteś najlepszy z matmy.

– A co, tu cię boli? – nie mógł już słuchać tych docinków – Że nie ty jesteś najlepsza?

– Wiesz, to dziwne, że masz lepsze oceny z matmy, niż cały fakultet matematyczny razem wzięty – wypaliła Kinga Modrzejewska, też z tej grupy – Znowu najlepszy, jak ty to robisz?

– Chcesz mi coś powiedzieć?

– Może, że zrobiłeś się większym lizodupem Wieleby niż Blacha kiedyś – wypaliła Aneta Opalińska.

– O czym wy bredzicie?

– Och, pani Wieleba nie może się ciebie nachwalić. Piotruś tamto, Piotruś sramto... – odpowiedziała Majer – Jesteś jej nowym ulubieńcem.

– Słuchaj, gówno mnie obchodzi co Wieleba o mnie mówi!

– Niby czemu? Przecież mówi same dobre rzeczy! Że powinniśmy brać z ciebie przykład!

Dziewczyny zbiły się przed nim w ciasny krąg: szczerzące zęby i gotowe kąsać. Materski nigdy nie doświadczył na sobie takiej nieuzasadnionej wrogości. Inne grupy patrzyły na niego tak samo, kiedy przechodził między nimi sam jeden. Wpadł w popłoch i oddalił się od nich, zanim dał to po sobie poznać.

Faktycznie, dobrze szło mu z ocenami. Kiedy inni mordowali się zaliczając zaległości, on w miarę gładko przechodził przez wszystko. Tłumaczył to sobie tym, że po całych dniach zajęć nauczyciele nie mieli ochoty wyżywać się jeszcze na nim na osobnych konsultacjach. W konsekwencji junior rzeczywiście znowu miał najlepszą średnią w szkole.

Zaczął zdobywać podejrzanie dużo stopni. W ciągu miesiąca w nowym papierowym dzienniku zabrakło miejsca na wpisywanie jego następnych świetnych ocen. Po kilku dniach do dziennika doczepiono osobną kartkę, podpisaną i opieczątkowaną przez dyrekcję, przeznaczoną tylko na wyniki juniora. Materski prowadził we wszelkich rankingach, gdzie jego nazwisko wpisywano na zielono. Wieleba naskrobała nawet pisemną pochwałę za świetne osiągnięcia w nauce, co zdarzyło się jej pierwszy raz w karierze. Do tej pory pisemnie wystawiała tylko skargi i nagany. Teraz laurka na cześć Materskiego zawisła w gablocie na półpiętrze, żeby każdy mógł widzieć. Drugi egzemplarz Wieleba przesłała do urzędu, do rąk wiceburmistrza. Mówiło się, że junior ma szanse dostać gminne stypendium, co byłoby kolejnym precedensem. Jeszcze nigdy żaden wiceburmistrz Niskiej Góry nie miał okazji wręczać nagrody swojemu synowi, ale przy hospitacji mogła to równie dobrze zrobić sama minister.

To nie przysporzyło Materskiemu sympatii.

W dziwnych okolicznościach juniorowi przytrafiały się dziwne rzeczy. Któregoś dnia zaginął mu piórnik. Kiedy o niego pytał, wszyscy nabierali wody w usta. Odnalazł go przez przypadek na zewnętrznym parapecie jednego z okien na drugim piętrze. Piórnik, podobnie jak sam parapet, był dokumentnie obsrany przez gołębie, które najwyraźniej usiłowały uwić w nim sobie gniazdo. Przez kilka dni z rzędu ktoś przekłuwał butelki coli, które kupował sobie co rano, chociaż nie miał pojęcia kto i jak to robił. Z Coca-Colą skojarzenia już wcześniej miał niemiłe, a teraz cały tornister się od niej lepił. W czasie lekcji wf-u ktoś wdarł się do szatni i porozrzucał jego ubranie po dwóch pomieszczeniach. Nie byłoby to nic strasznego, gdyby nie to, że jego najnowsza bluza z PROSTO trafiła akurat prosto do muszli klozetowej.

– Witaj wśród kujonów. Nas nikt nigdy nie lubił – rzucił mu Blicharski, starając się ubrać to w żart. Junior wściekle zdzierał z gabloty list gratulacyjny zaadresowany do siebie samego.

– Jakoś nie zauważyłem, żeby ktoś cię kiedyś za to prześladował – fuknął i cisnął zmięty papier do kosza.

– Jak to nie! A Wieleba? Robi to od pierwszej klasy.

– To jej taktyka, tak? Zadusić przez przymilanie się.

– Na twoim miejscu uważałbym, jak zacznie cię zapraszać do pokoju nauczycielskiego i częstować ciasteczkami – prychnął na odchodnym – Wtedy dopiero masz przechlapane.

Materski prychnął pogardliwie, ale potem zerknął badawczo na Blicharskiego.

– Słyszałeś o tych jej zdjęciach, prawda? Czy tam kasecie z jakiejś pijackiej imprezy?

Karol wzruszył ramionami, ale poczuł przypływ wielkiego zaniepokojenia.

– Coś tam ktoś mi mówił. A co?

– Nie można tego tak zostawić.

– Daj spokój... Jakieś starocie. Co niby chcesz z nimi zrobić?

– Cokolwiek, byle odegrać się na tej starej pindzie – zerknął na katafalk z portretem prezydenta – A ona jest akurat wybitnie przeczulona na swoim punkcie.

– Wejdź w spółkę z Kubalą – Karol zaproponował starając się być sarkastyczny – On ją zamorduje, a ty razem z tatą honorowo postawisz na jej trumnie jej portret z wielkim cycem. Mam teraz wuef, idę pobiegać do parku. Narka.

Żaden z nich nie mógł się spodziewać, że już za miesiąc w szkole na honorowym miejscu rzeczywiście zawiśnie zdjęcie Wieleby przepasane czarnym kirem. A sama pani minister zapali pod nim znicze.




SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz