5.

11 4 0
                                    

Junior nie mógł się także spodziewać, że zobaczy w szkole Sikorską. Ale ona pojawiła się tam w następny poniedziałek, jak gdyby nigdy nic. Z plecakiem na ramionach zapinała swój rower do stojaka. Jakby przyjechała na nim prosto z Irlandii.

– Hej – wydukał niepewnie – Co... co ty tu niby robisz?

– Idę na geografię, bo co?

Nic poza tym. Żadnego powitania, żadnego buziaka. Może i dwa tygodnie temu rozstali się w nieprzyjemnych okolicznościach, ale Materski mógłby liczyć na coś więcej.

– Przecież miałaś być tam...

– A jestem tutaj, jak widać. Przesuń się, nie mogę sięgnąć łańcucha.

– Co się stało?

– Wybuchł wulkan.

– Co?!

– Nie czytasz wiadomości? Wybuchł jakiś pieprzony wulkan na Islandii, którego nazwy nawet nie da się powtórzyć. Odwołali samolot. Dwa miesiące szukaliśmy mieszkania, miesiąc bukowaliśmy bilety, trzy doby spędziłam na lotnisku czekając na odprawę... No i zostałam tutaj. Jeszcze do tego w tym burdelu gdzieś zgubili mój bagaż i zostałam bez ciuchów.

Była poirytowana. Zarzuciła plecak na bezkształtny szary wełniany sweter, który wyglądał trochę jakby pożyczyła go od babci. Ale przynajmniej na pewno był regulaminowy. Wieleba byłaby dumna. Weszła do szkoły, ale Materski jej nie odstąpił.

– Ale kiedy tam wylatujesz? Bo wylatujesz, prawda?

– Jednak nie śledzisz wiadomości. Wstrzymali ruch lotniczy w połowie świata, durniu! Nikt nie wie, jak długo to potrwa. Matka twierdzi, że teraz to przeciągnęło się za długo i nie ma sensu, żebym zarywała rok szkolny. Mam go dokończyć.

– Czyli zostajesz do czerwca?

– Pewnie nawet do matury – burknęła – Jak znam moją starą, to każe mi już tu przesiedzieć jeszcze rok. Bo będzie za dużo formalności z przenoszeniem się do szkoły na trzecią klasę – zasępiła się – Czujesz to? Czekałam na ten dzień półtora roku, wszystko załatwione, rzucam ten syf i zamieniam sobie życie na nowe, a tu nagle na drugim końcu świata wybucha jakiś pierdolony wulkan i wszystko się wali! – zawiesiła wzrok na odrapanych ścianach – Gdyby to było chociaż tydzień później... Już teraz to widzę. Nie wyrwę się stąd. To była moja jedyna szansa.

Prawie jej nie słuchał. Zauważył, że jednak zdążyła zmienić fryzurę. Na taką bardziej poukładaną.

– Nie będzie tak źle. Fajnie, że wróciłaś.

– Niby do czego? Do tego syfu?

Tutaj się z nią zgodził. W drodze do klasy opowiedział jej o tym wszystkim, co się działo. O tym, że Wieleba mści się na nim, pewnie za jego telefon na policję. O tym, że pozostali uczniowie go znienawidzili. O plecaku i bluzie w kiblu. O Nalikowskiej, która wcześniej przegrywała od niego tysiące empetrójek, a teraz nie chciała pożyczyć gumki do ołówka. O Ziejewskim, który zawsze jako pierwszy wpraszał się do niego na imprezy, a teraz odwracał głowę na jego widok. O Jońskiej, która...

– Daruj sobie, dobra? Cały ty. Uważasz, że świat kręci się wokół ciebie.

– Ale Wieleba...

– Och, daj już spokój Wielebie. Ciągle tylko Wieleba i Wieleba, to jedyne co słyszę w tej szkole! Jestem tu od pięciu minut, a już tym rzygam. To nie Wieleba jest problemem, tylko ty i twój ojciec.

Obruszył się.

– Jaki masz problem z moim ojcem?

– Taki, że za bardzo się w niego wdałeś.

– Co? Przecież ja nie cierpię starego!

– Właśnie, a jesteś taki sam jak on. Przemądrzały, zarozumiały, zadufany w sobie. Nawet nadymasz policzki tak samo! Zapuść wąsa i będziesz kropka w kropkę jak on.

Wypuścił powietrze z ust. Patrzył na nią w osłupieniu. Kompletnie nie rozumiał, o co jej chodziło.

– Wiesz, zajmuj się dalej sobą i tym jak bardzo Wieleba cię gnębi. A ja wracam na lekcje. W końcu po to tu wróciłam.

Zadzwonił dzwonek, a ona weszła do sali geografii, razem z kilkuosobową grupką matematyków, do której się dopisała. Materski został na korytarzu sam.

SzkołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz