14

1.9K 114 11
                                    

Effie

Siedziałam w cukierni na przeciwko chłopca o pomarańczowej skórze, który machał wesoło nogami i szeroko się do mnie uśmiechał. Miał piegi na nosie i niewyobrażalnie chude ręce oraz nogi. Nigdy nie widziałam kogoś takiego, ale zapewne jeszcze niejedno miało mnie zadziwić w tym świecie.

Gdy Saturn poszedł do lady, aby coś dla nas zamówić, zaczęłam nerwowo bawić się palcami dłoni. Wiedziałam, że dobre wychowanie wymagało, abym zaczęła rozmawiać z Knightem, ale nie miałam pojęcia, co mu powiedzieć.

- Wiesz, że rodzice zostawili mnie tutaj, kiedy miałem pięć lat? 

Zmarszczyłam brwi. Mimo, że Knight powiedział mi właśnie coś strasznego, uśmiech nie znikał z jego twarzy. 

- Naprawdę?

- Tak. Mama mnie nie chciała, bo uważała, że jestem dziwny. Zobacz, kiedyś uderzyła mnie butelką w głowę. Miałem kilka szwów.

Mówiąc to, Knight pokazał mi bliznę na karku. Spięłam się z nerwów. 

- Dlaczego twoja mama to zrobiła? Przecież jesteś normalnym chłopcem.

- Właśnie, że nie. Zobacz, co mogę robić z rękami. 

Nagle ręka chłopca dziwnie się wydłużyła. Zrobiła się jeszcze cieńsza niż wcześniej i gdy wyciągnęła się ku górze, Knightowi udało się dotknąć zawieszonej na suficie lampy. Może nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że lampa wisiała co najmniej dwa metry nad nami. 

- To bardzo przydatna zdolność. Uważam, że masz prawdziwy talent. 

- Naprawdę? To miło, że tak mówisz, Effie. Na szczęście zaopiekowali się mną moi nowi rodzice. Jestem z nimi szczęśliwy, ale czasami zastanawiam się, dlaczego mama nie umiała mnie kochać. Myślę, że jestem beznadziejny. Wiesz, wszyscy moi koledzy, choć nie mam ich wielu, mają rodziców. Ja zostałem sam. Nikt nie chce się ze mną kolegować dlatego, że mam dziwne ręce i nogi. Poza tym, widziałaś moją skórę? Jest pomarańczowa!

Nie wiedziałam, co było w tym takiego dziwnego. W Quandrum w końcu widziałam istoty o najróżniejszych kolorach skóry. Niebieskim, zielonym, fioletowym, srebrnym, złotym a teraz i pomarańczowym.

- Masz bardzo ładną skórę.

- Nieprawda. Nikt takiej nie ma, Effie. Legenda głosi, że gdy w Quandrum rodziły się istoty z pomarańczową skórę, musiały one opuścić miasto i żyć na odludziu. Podobno sprowadzały one nieszczęście na innych. Myślę, że dlatego mama mnie zostawiła. Nie chciała, aby inni wytykali ją palcami za to, że miała takiego syna. 

Już teraz zrozumiałam, dlaczego rodzina zostawiła Knighta. Był on uważany za odmieńca. Za kogoś, kto nie powinien był się urodzić. Mimo wszystko, nie pojmowałam, jaką trzeba było być istotą, aby zostawić swoje dziecko samo tylko dlatego, że było inne od reszty. 

Nie miałam dużo czasu, aby się nad tym zastanawiać, gdyż wtedy do naszego stołu podszedł Saturn. Położył na blacie trzy talerzyki. Dla mnie kupił ciasto z malinami, które było tak duże, że byłam pewna, iż nie uda mi się zjeść całego. Mimo wszystko podziękowałam mu skinieniem głowy. 

- Widzę, że dobrze się bawicie. Masz nową koleżankę, Knight? 

- Moja koleżanka to przyszła królowa! Dzieciaki w szkole padną, gdy się o tym dowiedzą!

Uśmiechnęłam się. Przybiłam z Knightem piątkę, po czym zaczęliśmy jeść. 

Wpatrywałam się w widok za oknem. Obserwowałam uroczą uliczkę, po której spacerowały najróżniejsze stworzenia. Czułam się tutaj jak w baśni. 

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz