15

1.9K 110 15
                                    

Saturn

- Czy twój smok naprawdę musi iść razem z nami? 

- Ptysio? Oczywiście, że tak. On też jest zmęczony. 

- Nazwałeś swojego smoka Ptysio? Poważnie?

Fiodor spojrzał na mnie tak, jakby nie rozumiał, z czym miałem problem. 

- Miałem cztery lata, kiedy go dostałem. Mam mu zmienić imię na Pedro dlatego, że obaj dorośliśmy? 

Przewróciłem oczami. Fiodor wkurzał mnie tak, jak nikt inny. Teoretycznie sam nigdy nie zrobił mi nic złego, ale jego rodzice potężnie zaszkodzili Quandrum. Wiele lat temu zarządzili wojnę i spustoszyli nasze ziemie. Obaj z Fiodorem byliśmy wtedy małymi chłopcami, którzy nie mieli pojęcia o wojnie. To jednak nie znaczyło, że go lubiłem. Był irytujący i zawsze dostawał to, czego chciał. Jego rodzice na szczęście już nie żyli, więc nie mogli nam zagrozić, ale wizyta Fiodora mi się nie spodobała. 

Effie szła obok mnie. Trzymałem ją mocno za rękę. Nic nie mówiła. Zapewne była ciekawa, kim był mroczny przybysz oraz dlaczego tak bardzo go nie znosiłem, ale kultura osobista Effie nakazywała jej, aby nie pytała o nic takiego w obecności naszego gościa. 

- Nic się tutaj nie zmieniło - zauważył Fiodor, którego smok stąpał po ziemi tak głośno, że zapewne wzbudził zainteresowanie mieszkańców miasteczka. Ze względu na Fiodora musieliśmy jednak iść dookoła, poza murami. Nie chciałem, aby ktokolwiek zemdlał na widok czarnego smoka, który nijak pasował do naszej krainy. 

- Pamiętasz cokolwiek? Przecież ostatnio byłeś tutaj, kiedy miałeś siedem lat. 

- Och, od zawsze uwielbiałem Qandrum! Kiedy byłem dzieckiem, prosiłem tatę, żeby pozwolił mi tu mieszkać. Dostałem wtedy karę i przez cały dzień musiałem stać w kącie. 

- Nie rozumiem, dlaczego tutaj przyleciałeś. Choć na dobrą sprawę, to nigdy cię nie rozumiałem.

Brunet parsknął śmiechem. Założył na głowę kaptur, gdy mijaliśmy parę wróżków. Pozdrowili mnie machnięciem ręki, a ja wykonałem ten sam gest. Nie umknęło mojej uwadze, że rzucili podejrzliwe spojrzenie w kierunku mojego towarzysza i jego smoka. 

- Kiedy moi rodzice umarli, trochę się u mnie pozmieniało - powiedział Fiodor, podczas gdy ja modliłem się o to, abyśmy jak najszybciej dotarli do zamku. Jeszcze minuta spędzona w jego towarzystwie, a nie wiedziałem, czy wytrzymam ten spektakl. - Musiałem sam objąć rządy. Nie miałem przy sobie braci, tak jak ty, Saturnie. Nie wiedziałem, czy sobie poradzę. Bałem się, wiesz? 

- Przecież twoja rodzina pokazała społeczeństwu, jaka jest okrutna. Czego miałbyś się bać? 

- Właśnie o to chodzi - odparł, wyrzucając ręce w górę tak, jak nieznośny dzieciak. - Nie chciałem, aby inni postrzegali mnie jako brutala. Nie jestem taki. Wiem, że moja kraina, Cormac, słynie z tego, że jest groźna, mroczna i niebezpieczna, ale ja taki nie jestem. Gdybym mógł przekazać komuś władzę, zrobiłbym to bez wahania. Niestety nie mogę tego uczynić. 

Nie chciało mi się z nim rozmawiać. Może nie powinienem tak zamykać się na Fiodora jako,  że bezpośrednio nie wyrządził mi krzywdy. Nie mogłem jednak zapomnieć tego, jak jego żądni władzy rodzice spustoszyli Quandrum przed kilkoma laty. 

Musiałem jednak go wysłuchać. Skoro przeleciał do mnie taki kawał drogi i nie miał niecnych zamiarów, nie mogłem patrzeć na niego tak, jakby był irytującym dzieciakiem. Fiodor zawsze starał się schować za maską humoru, ale wiedziałem, że w głębi serca cierpiał. 

- Poza tym, zrozumiałem coś jeszcze. Może nie powinienem ci o tym mówić, bo wiem, jak mnie nie znosisz, ale...

Nie naciskałem. Czekałem, aż Fiodor sam mi to powie. Gdy jednak wypowiedział na głos tych kilka słów, kompletnie oniemiałem. 

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz