30

1.6K 94 6
                                    

Effie

- Zostaw mnie! Nie masz prawa mi tego robić! Jesteś najbardziej obrzydliwym stworem, jakiego w życiu spotkałam!

Lennox zaśmiał się. Uderzył mnie z całej siły w tyłek. Krzyknęłam z bólu.

Feniks po kolacji, którą we mnie wmusił, zgodnie z obietnicą zabrał mnie z budyneczku, w którym na co dzień mieszkali jego niewolnicy. Cieszyłam się, że zostawił chłopców w spokoju, ale okropnie bałam się tego, co miało nadejść.

Moje nagie ciało wciąż oplatały magiczne sznury. Wbijały się w moją cipkę i nieprzyjemnie drażniły moje sutki. Na szczęście nie miałam dłużej w ustach knebla, jednak nie było ważne to, co mówiłam. Lennox i tak mnie nie słuchał.

Potwór postanowił zabrać mnie do podziemi swojego mrocznego pałacu. Szedł ze mną przewieszoną przez ramię po schodach, co jakiś czas klepiąc mnie w tyłek. Z umieszczonych na ścianach latarni co chwila buchały płomienie. Robiło mi się od nich gorąco, a moje serce biło tak szybko, że bałam się, iż zaraz tego nie zniesie.

Saturnie, pomóż mi. Wiem, że martwisz się o swój lud, ale czy naprawdę nie można było nic zrobić? Czy jako król, nie dałeś rady wymyślić jakiegoś planu?

Kiedy dotarliśmy na sam dół, usłyszałam potworny ryk. Poderwałam głowę i zobaczyłam przed sobą smoka, który przypominał Ptysia od Fiodora. Nie był to jednak on. Mimo, że smok był czarny, to był dwa razy większy niż pupil Fiodora. Ponadto, zamiast zielonych oczu miał czerwone ślepia. Gdy otwierał pysk, buchał z niego ogniem.

Lennox śmiał się z moich reakcji. Widział w tym coś zabawnego, podczas gdy ja coraz bardziej się o siebie martwiłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że feniks pozwoli smokowi się ze mną brutalnie zabawić, ale chyba nie był aż takim draniem. Choć z Lennoxem wszystko było przecież możliwe.

- Kochanie, poznaj, proszę, Hiacynta. Uroczy, prawda?

Mój oprawca postawił mnie na ziemi, ale kolana momentalnie się pode mną ugięły. Gdyby Lennox nie przytrzymał mnie w pasie, zapewne upadłabym na ziemię.

Znajdowaliśmy się w ciemnej jaskini. W celi, bo chyba tak to mogłam nazwać, siedział Hiacynt. Urokliwe imię wcale nie pasowało do tak przerażającego smoka. Wszystko to było elementem teatru, który na potrzeby swojej rozrywki stworzył Lennox.

- Hiacynt jest moim zwierzaczkiem. Dostałem go od rodziców, gdy byłem małym chłopcem. Razem się wychowywaliśmy i to on pokazał mi, jak zabijać. Spójrz tylko na te jego ostre pazury, skarbie. Wystarczy, że Hiacynt delikatnie cię nim dźgnie i będzie po tobie.

Hiacynt, jakby chciał udowodnić rację Lennoxa, wysunął łapę przez szpary celi. Niemal dosięgnął mnie swoim pazurem. Odruchowo wtuliłam plecy w pierś feniksa, co wywołało jego pełen satysfakcji śmiech.

- Zostawię cię tutaj z Hiacyntem na jakiś czas. Mam pewną sprawę, którą muszę się zająć, ale niebawem do ciebie wrócę.

Mężczyzna pocałował mnie w policzek. Wyczarował kanapę, którą postawił pod przeciwległą ścianą od celi smoka. Posadził mnie na niej, ani na moment nie luzując sznurów. Gdy usiadłam, sznurek tkwiący w mojej cipce mocniej się napiął. Czułam jego działanie na łechtaczce. Jeśli Lennox myślał, że tym sposobem mnie podnieci, był w błędzie. Nie zamierzałam mu ulegać chyba, że planował użyć na mnie swojej magii.

Zanim Lennox odszedł, ukucnął przede mną. Położył dłonie zakończone szpiczastymi szponami na moich udach. Uśmiech, który nieustannie mu towarzyszył, zniknął z jego przystojnej, choć jednocześnie odpychającej twarzy.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz