53

1.2K 74 23
                                    

Saturn

- Tak mi przykro. Tak bardzo was przepraszam.

Obmywałem rany Theo i Jake'a. Romeo, Mercury oraz Neptune zajęli się pozostałymi rannymi. Knight siedział bezpieczny w podziemiach pałacu z moimi strażnikami, którzy przetrwali i mieli na ciałach najmniej obrażeń. Prędzej czy później musiałem się do niego udać, ale nie wiedziałem, jak dam radę spojrzeć mu w oczy. Skoro o oczach mowa...

- Neptune może spróbować przywrócić ci wzrok w lewym oku, Jake. Zrobię, co w mojej mocy. Posłuchaj, ja...

Jake, mój syreni przyjaciel, położył dłoń na moim ramieniu. Była pokryta zaschniętą krwią, ale nie przeszkadzało mi to. Czułem się winny masakrze, która dokonała się niecałą godzinę temu na wzgórzu pałacowym. Każda minuta była dla nas ważna, jeśli chodziło o odzyskanie Effie, ale Mercury poprosił mnie, abym dał mu godzinę na to, aby przypomniał sobie najważniejsze zaklęcia z księgi. To dzięki niej mieliśmy szansę przedostać się do Katoki. Dzięki niej oraz czterem chłopakom, z którymi próbował skontaktować się Neptune.

Nie byłem w stanie patrzeć na Jake'a. W miejscu, w którym nie tak dawno temu miał oko, ziała dziura. Chciałem założyć mu opatrunek, ale ręce niemiłosiernie mi się trzęsły.

Piękny chłopak się do mnie uśmiechnął. W każdej innej sytuacji zapewne odwdzięczyłbym mu się tym samym, ale nie miałem na to sił.

- Daj spokój, stary. Nic się nie stało.

- To twoje oko. Straciłeś je przeze mnie.

- Nie, Saturnie - odparł, kręcąc przecząco głową. - To nie przez ciebie je straciłem, a przez swoje nieumiejętne walczenie ze strażnikami Lennoxa.

- Neptune postara się przywrócić ci oko. Włada silną magią leczenia i...

Jake poklepał mnie po policzku. Zupełnie jakby chciał, żebym się ocknął. Nic jednak nie było w stanie wyrwać mnie z tej popieprzonej sytuacji.

- Najpierw skup się na sprowadzeniu Effie do domu. Wierzę, że jeśli znajdziecie tych chłopaków, których więził Lennox, uda wam się dotrzeć do Katoki. Na mnie skupisz się później. Poradzę sobie bez oka przez kilka godzin, a może i przez całe życie, jeśli nie uda się go przywrócić. Effie jednak nie wytrzyma bez ciebie długo. Tylko bogowie wiedzą, co się z nią teraz dzieje. Nie miej mi tego za złe, Saturnie, ale skup się najpierw na swojej żonie. Rannymi zajmiesz się później.

Przeniosłem wzrok na Theo, który siedział na podłodze za Jakiem i opatrywał sobie ranę na ręce. Spojrzał mi w oczy i skinął głową tak, jakby zgadzał się ze słowami swojego syreniego przyjaciela.

- Jesteście pewni, że mogę was zostawić? Jesteście moimi przyjaciółmi i nie chciałbym, aby...

Theo zbliżył się do mnie tak szybko, że nawet tego nie zarejestrowałem. Nie wyczułem także momentu, w którym chciał mnie pocałować. Gdy więc jego wargi wyszły na spotkanie moim ustom, na moment zamarłem. Dopiero potem odwzajemniłem pocałunek. Nie czułem się tak, jakbym tym pocałunkiem zdradzał Effie. Kochałem Theo, ale nie była to miłość romantyczna. Był moim przyjacielem i łączyła nas wspólna przeszłość.

- Idź walczyć o swoją kobietę, stary. My na ciebie zaczekamy. Bez ciebie nigdzie się nie wybieramy, prawda, Jake?

Jake wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko.

- Pewnie. Jesteś naszym przywódcą, Saturnie. Naszym mistrzem.

- Chłopcy, tak bardzo was kocham.

Przytuliłem tą dwójkę i ścisnąłem tak mocno, że bałem się, iż zaraz uleci z nich życie. Theo i Jake jednak zaśmiali się ze mną. Gdy wstałem, Theo dał mi klapsa w tyłek, a Jake puścił mi oczko. Choć tyle mógł zrobić z jedynym okiem, które mu pozostało.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz