19

1.6K 104 6
                                    

Saturn

Effie była moja od chwili, w której pojawiła się w Quandrum. Teraz jednak miała stać się moja na zawsze.

Gdy zobaczyłem ją w towarzystwie Romeo, idącą prosto do mnie, moje serce zabiło żywiej. Uradowałem się jak dziecko na widok wymarzonej zabawki. Niegdyś takim pięknym prezentem był dla mnie Rex, jednak miałem nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe, iż bardziej cieszyłem się z Effie. 

Moja księżniczka miała na sobie suknię, którą dla niej wyczarowałem. Podkreślała jej krągłości i sprawiała, że piersi Effie wyglądały na większe niż w rzeczywistości.

- Zazdroszczę ci, stary. Jest piękna. 

Nie spojrzałem na Neptune'a, ale wierzyłem, że wiedział, iż po prostu nie mogłem odwrócić wzroku od mojej przyszłej żony. 

Gdy Effie stanęła obok mnie, gotowa za mnie wyjść, podałem jej rękę. Chwyciła ją i uśmiechnęła się do mnie. 

Wiedziałem, że nie było innej opcji. Lennox nam zagrażał, więc szybki ślub był konieczny. Obiecałem sobie jednak, że pewnego dnia, gdy będzie już po wszystkim, urządzę nam drugi, piękniejszy ślub. Oczami wyobraźni widziałem naszą dwójkę na plaży, pośród naszych przyjaciół. Byłem pewien, że Theo i Jake mieli mieć mi za złe to, że nie poinformowałem ich o ślubie, ale jakby na to nie patrzeć, sam dwie godziny temu nie wiedziałem, że dziś zostanę mężem, a co za tym idzie - królem Quandrum.

- Zgromadziliśmy się tu dzisiaj, aby połączyć węzłem małżeńskim Saturna i Effie. Naszego brata i naszą...

- Siostrę - dokończył Neptune, odchrząkując znacząco. 

Mercury przewrócił oczami, a ja parsknąłem śmiechem. Pewne rzeczy miały nigdy się nie zmienić. 

- Właśnie. Cieszę się, że to ja mam okazję przeprowadzić ceremonię.

- Nie, żeby był inny wybór. 

- Neptune, zamknij się!

- Dobrze, już dobrze! Nie denerwuj się, bo zaraz ci kutas stanie!

- Chłopcy - ostrzegłem, piorunując ich wzrokiem. - Wiem, że nie macie za grosz kultury osobistej, ale obok mnie stoi piękna dama, która raczej nie chciałaby słuchać o waszych kutasach. Przynajmniej nie na własnym ślubie. 

- Skąd o tym wiesz, mój przyszły mężu? - spytała, trącając mnie w ramię. - Wszelkie kutasy mile widziane. 

- Na bogów. Czy na pewno chcesz zostać moją żoną, słoneczko? 

Uśmiechnąłem się do Effie. Wiedziałem, że humorem zwalczała strach. Mogła mówić, że się nie bała, ale musiała mieć obawy. Nie na co dzień przecież było się zmuszonym, aby poślubić demonicznego księcia. 

- Wiem, że rodzice patrzą na nas z zaświatów - kontynuował Mercury, ponownie wchodząc w swoją rolę. - Saturn został sprowadzony na nasz świat po to, aby pewnego dnia stanąć na czele Quandrum. Ten dzień nastąpił dzisiaj. Saturn, który ma ogromną wiedzę i posiada potężną magię, stanie się królem naszego świata i będzie przewodził wojnie z Lennoxem. 

- Posłuchaj, Mercury - poprosiłem, zniżając ton. - Wiem, że lubisz podniosłe gadki i zawsze chciałeś być filozofem, ale możesz pominąć te kwestie? Jakby nie patrzeć, biorę ślub i chciałbym jak najszybciej zaciągnąć moją żonę do łóżka. Możesz więc przyspieszyć i przejść do meritum? 

Psułem plan Mercury'ego, ale nie miałem z tego powodu poczucia winy. Rozumiałem, że on chciał przeprowadzić ceremonię w inny sposób, niż miałem w głowie to ja, ale obiecałem sobie, że gdy to Mercury będzie się żenił, zrobię mu taką uroczystość, na jaką będzie miał ochotę. Dziś był jednak nasz dzień. Mój i Effie.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz