60

1.8K 70 10
                                    

Effie

- Wyglądasz jak królowa. Nie mogłem być z ciebie bardziej dumny, kochanie. 

Stałam przed lustrem. Miałam na sobie białą suknię, która była po prostu idealna. Razem z Romeo zdziałaliśmy cuda. Wszedł w moją wyobraźnię i wyczarował dla mnie taką suknię, która była spełnieniem moich najskrytszych marzeń. 

Przesunęłam na głowie koronę tak, aby siedziała prosto. Pogładziłam moje miękkie fale i uśmiechnęłam się ze wzruszeniem do swojego lustrzanego odbicia, a także do Romeo, który stał za moimi plecami, trzymając łapy na moich ramionach. 

- Nie wierzę, że znowu wezmę ślub z Saturnem. Nie masz pojęcia, jak bardzo go kocham.

- Ależ mam pojęcie, maleńka. Wystarczy spojrzeć na to, jak na niego patrzysz. Widać w twoich oczach bezbrzeżną miłość. 

- Och, ciebie też kocham Romeo. Dziękuję, że jesteś moim przyjacielem. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. 

Zaśmiał się. Przycisnął czubek czaszkowego pyska do mojej głowy, tym sposobem dając mi buziaka.

- Prawdopodobnie użerałabyś się z Mercury'm albo Neptune'm. Ten drugi nie dawałby ci żyć. Miałabyś go nad głową dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale byłby w tym jakiś plus. 

- Jaki? 

- Niekończące się żarty o masturbacji. 

Śmiałam się tak bardzo, że zgięłam się w pół. 

Po raz ostatni wygładziłam suknię i skinęłam głową. Odwróciłam się do Romeo i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przytuliłam się do jego ciepłego futra, przymykając oczy z rozkoszy. 

- Chciałabym, żeby byli tu ze mną moi rodzice. 

Romeo westchnął ciężko, kładąc łapę na tyle mojej głowy. 

- Wiem, skarbie. Też bym chciał, żebyś miała przy sobie swoją ziemską rodzinę, ale czasami trzeba coś poświęcić w imię czegoś większego. Jestem pewien, że twoja rodzina bardzo cię kocha i choć nie wie, co się z tobą dzieje, na pewno bardzo cię wspiera. Jesteś ich dumą, Effie. Przetrwałaś tak wiele, a wciąż stoisz prosto i się uśmiechasz. Jesteś moją bohaterką. 

Oczy mi się zaszkliły. Nie chciałam płakać. Mercury zrobił mi wcześniej makijaż i nie mogłam pozwolić na to, aby spłynął. Okazało się, że ciemne obramowanie oczy Mercury'ego nie było jednak w pełni naturalne. Chłopak obrysowywał sobie ślepia eyelinerem. Regulował nawet brwi. Gdy się o tym dowiedziałam, zatrudniłam go jako mojego ślubnego makijażystę. Trochę kręcił nosem, ale taki po prostu był. Cichy i pozornie spokojny, ale wewnątrz płonął ogień namiętności, którym pewnego dnia miał obdarować jakąś szczęściarę. 

Chwyciłam Romeo pod ramię i pozwoliłam, aby wyprowadził mnie z sypialni.

Ostatnie dni były pełne emocji. Saturn zapewniał mnie, że chciał samodzielnie zorganizować nasz ślub. Mimo, że wielokrotnie prosiłam go, aby pozwolił mi wziąć udział w przygotowaniach, on uparcie odmawiał. Postanowiłam więc go dłużej nie dręczyć. 

Wiedziałam tylko tyle, że ponowne przysięgi mieliśmy złożyć sobie na plaży w towarzystwie naszych najbliższych. Takiego ślubu pragnęłam. O nim marzyłam. Mimo, że istoty z Quandrum nie były moją biologiczną rodziną, dla mnie nie miało to żadnego znaczenia. Kochałam ich tak samo mocno, jaką moją mamę, mojego tatę, moje siostry i moich braci. 

Kiedy schodziliśmy w dół po krętych schodach, wpadł na mnie Knight. Spojrzał w górę i oniemiał z wrażenia.

- Jesteś taka piękna, mamo. 

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz