35

1.3K 79 4
                                    

Saturn

Wylądowałem w Katoce.

A dokładniej, wylądowałem przed Astafariusem Xeno.

Mężczyzna, który wczoraj porwał mnie i Effie z Quandrum, stał przede mną i patrzył na mnie tak, jakby zobaczył ducha. Wyszczerzyłem do niego zęby w uśmiechu. Może Astafariux Xeno miał żonę i córkę, ale miałem go w dupie. Byłem gotów go zabić, aby odzyskać Effie. Wstąpił we mnie pradawny demon, który był w stanie zrobić absolutnie wszystko, aby odzyskać ukochaną. 

- Saturnie? Co ty tutaj robisz?

Rzuciłem w mężczyznę wiązką magii. Magiczne sznury oplotły go na wysokości piersi, krępując mu ręce z przodu. Astafarius miał wolne nogi, ale podziałałem na niego tak silną magią, że nie był w stanie się poruszyć. Był zupełnie bezbronny, co dodało mi pewności siebie.

Aby lepiej się zabawić, oplotłem czerwonym sznurem jego szyję i chwyciłem końcówkę, aby prowadzić strażnika na prowizorycznej smyczy. 

- Witaj, Astafariusie. Myślałeś, że twój niecny uczynek ujdzie płazem? 

Strażnik spojrzał na mnie błagalnie. 

- Nie zrobiłem nic twojej żonie, królu Quandrum. Widziałem ją po raz ostatni wtedy, gdy przekazywałem ją w ręce mojego pana. Przysięgam, że o niczym nie wiem. 

- Och, ależ wcale mnie to nie interesuje. Może cię to obchodzić, może nie, ale jeśli będzie trzeba, zabiję cię, aby odzyskać moją żonę. Zniszczę cię tak boleśnie, jak jestem w stanie. Jestem ciekaw, czy twoje życie znaczy cokolwiek dla twojego pana. Być może cię uratuje, a jeśli nie, to trudno. Będę musiał znaleźć inny sposób na to, aby uratować moją żonę. Teraz prowadź mnie do swojego pana. 

Astafarius Xeno nie zasłużył na to, aby być więźniem chorego na umyśle Lennoxa. Czułem od niego słabą magię, która świadczyła o tym, że mężczyzna był w stanie zrobić wszystko, aby ochronić swoją rodzinę. Nie zamierzałem go zabijać, nie chcąc odbierać córce ojca, ale musiałem pamiętać, po co tu przybyłem. Moim priorytetem było odnalezienie Effie i sprowadzenie jej całej i zdrowej do domu. 

Podążaliśmy przez ciemne korytarze pałacu. Starałem się być pewny siebie, aby nie okazać przy Lennoxie, że się bałem. Nie było to jednak takie łatwe. Chodziło w końcu o życie mojej kobiety. 

Nie wiedziałem, czy mogłem ufać mojemu jeńcowi. Być może Astafarius prowadził mnie prosto do piekła. Ufałem mu wierząc, że podziałała na niego groźba o ewentualnym zabójstwie. Mężczyzna zdawał się być zrezygnowany i już nie miał ochoty żyć, ale istniał dla swojej żony i córki. 

- To tutaj.

Zatrzymaliśmy się przed dwuskrzydłowymi drzwiami. Spojrzałem pytająco na strażnika, jednak on miał głowę pochyloną w dół. Był nadzwyczaj spokojny. Starałem się wniknąć w jego umysł, aby odczytać, czy nie robił sobie ze mnie żartów, ale nic tam nie zobaczyłem. 

- Wejdziesz do środka ze mną. 

Podniósł na mnie spojrzenie i posłusznie skinął głową. 

- Dobrze. Błagam, cokolwiek zrobisz, nie zabijaj mojej żony i córki. Chronię je od lat, służąc panu Lennoxowi. To nie ich wina, że zostałem pojmany. 

Gdybym miał w sobie dobroć, być może wysłuchałbym Astafariusa. Kierowała mną jednak żądza zemsty i byłem głuchy na jakiekolwiek prośby. 

Wyciągnąłem z pochwy miecz i wparowałem do sypialni Lennoxa.

Gdy otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się zaskakujący widok. Ujrzałem bowiem Lennoxa, który posuwał w tyłek związanego chłopaka. Czułem od niego energię syrena. Chłopak miał długie włosy i nadzwyczaj piękną twarz. Był śliczny, więc domyśliłem się, że był seksualnym niewolnikiem feniksa.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz