31

1.5K 89 6
                                    

Saturn

Theo był synem potężnej pary z gatunku syren. Nie dość, że był piekielnie przystojny, to jeszcze miał inne moce, które mogły okazać się bardzo przydatne dla mnie.

Kiedy mój przyjaciel wysłuchał mojego planu, uśmiechnął się i pokiwał głową twierdząc, że będzie w stanie to zrobić. Po tym udał się ze mną do pałacu. Moi bracia na szczęście dali mi spokój i siedzieli w głównym salonie wraz z Fiodorem i Romeo. Kochałem ich, ale musiałem od nich odpocząć. Dlatego gdy tylko wkroczyliśmy do pałacu, zabrałem Theo do swojej sypialni. Tam, gdzie nie tak dawno temu kochałem się z Effie po raz pierwszy.

- Nie czuj się, proszę, do tego zmuszony. Nie chcę, żebyś miał wrażenie, że cię wykorzystuję, Theo.

Chłopak padł na łóżko, rozkładając szeroko ręce i nogi. Posłał w moją stronę uśmiech, po czym machnął lekceważąco ręką.

- Daj spokój. Przydam ci się na coś. Poza tym, tu chodzi o życie twojej żony. Byłbym skurwielem, gdybym ci nie pomógł.

- Theo, czy ty...

- Czy coś do ciebie czuję, Saturnie?

Kiedy Theo wstał i zaczął iść w moim kierunku, poczułem się tak, jakbym znalazł się w pułapce. Wiedziałem, że byłem bezpieczny jako, że znałem Theo od lat i miałem trochę potężniejszą magię od jego. Specjalizowaliśmy się jednak w różnych dziedzinach, dlatego jego pomoc była dla mnie bardzo ważna. Dzięki Theo miałem okazję znaleźć się ponownie w Katoce szybciej, niż zakładał Lennox. Może trzy dni to nie był długi czas na podjęcie tak radykalnej decyzji, ale dla mnie to była wieczność. Bałem się, że Lennox zrobi Effie krzywdę. Prawdopodobnie już zdążył coś jej zrobić, ale wciąż miałem nadzieję, że nie było za późno. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby z powodu mojej ignorancji stało jej się coś złego. Kochałem Effie i już samo to, że nie mogłem jej obronić, było potężnym ciosem w moje ego.

Znalazłszy się przy mnie, Theo położył dłonie na mojej piersi. Spojrzał mi w oczy i cicho się roześmiał.

- Uwielbiam cię. Jesteś moim przyjacielem. Nigdy nie zapomnę tego, co mieliśmy, gdy byliśmy młodsi, ale już wtedy wiedziałem, że wolisz kobiety.

Uniosłem brwi w zdziwieniu. Tego to się po nim nie spodziewałem.

- Czułeś to? Jak?

- Po prostu!

Wzruszył ramionami. Podszedł do okna i usiadł na parapecie wyściełanym miękkimi poduszkami. Poklepał miejsce obok siebie, więc do niego podszedłem. Zająłem miejsce obok Theo. Zwróciliśmy się twarzami w kierunku Quandrum. Nad naszą krainą wisiały chmury. Było tu mrocznie, co nie było podobne do Quandrum. Miałem wrażenie, że królestwo czuło, iż coś było nie tak.

Nagle z chmur zaczął padać deszcz, co było absolutnym szokiem. Deszcz bowiem nie spadł tutaj od dnia śmierci mojego ojca. Czułem się tak, jakby niebo płakało za Effie.

- Jesteś potężnym władcą i na pewno sobie poradzisz. Kochasz Effie, a ona kocha ciebie. Gdy będziesz gotowy, wystarczy słowo, a ja przeniosę cię do Katoki. Czy chciałbyś, aby pojawili się tam z tobą także twoi bracia? Może Romeo?

Potrząsnąłem głową.

- Nie mogę na to pozwolić. Nie mogą wiedzieć o tym, że planuję udać się do Katoki wcześniej. Nie chcę, żeby coś im się stało. Na pewno będą na mnie wściekli, gdy dowiedzą się, że bez poinformowania ich o tym udałem się prosto w łapy mojego wroga, ale gdyby coś im się stało...

Theo położył dłoń na moim karku. Spojrzał mi w oczy. Przez chwilę miałem wrażenie, że chciał mnie pocałować, ale byłem w błędzie. Theo bowiem chciał mnie pocieszyć i zrobił to, wlewając we mnie trochę swojej magii. Momentalnie się uspokoiłem, choć niestety nie w pełni. Miałem być spokojny dopiero w chwili, w której Effie miała do mnie wrócić.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz