33

1.4K 77 3
                                    

Saturn

Wieczorem poleciałem do miasteczka. Za dwie godziny umówiłem się z Theo, że przeniesie mnie do świata Lennoxa, czyli do Katoki. Było jednak coś, co musiałem załatwić, zanim miałem się tam udać. Nie wiedziałem przecież, czy będzie mi dane wrócić do domu. Najważniejsze było dla mnie to, aby uratować Effie. Życie bez niej miało być dla mnie trudne, gdyż nawet jeśli miałem umrzeć z rąk Lennoxa, wciąż będę mógł obserwować Effie z nieba, czy gdziekolwiek udawały się dusze po śmierci.

Wylądowałem w mieście o dwudziestej. Była to pora, w której większość szykowała się już do spania. Mieszkańcy Quandrum zazwyczaj wstawali wcześnie po to, aby wcześniej położyć się spać. Wschód słońca miał miejsce po piątej nad ranem. Dla większości ludzkich istot taka godzina była niemoralna, ale wschody słońca w Quandrum były czymś, czego nikt nie chciał przegapić. 

Nie zabrałem ze sobą Romeo, ani żadnego innego strażnika. Nie wierzyłem w to, że Gilda albo Theodore mnie uderzą. Byli niemal wzorowymi obywatelami. Sami nie mogli mieć dzieci, więc dlatego moi rodzice postanowili podarować im Knighta, który i tak nie miał z kim się podziać. 

Lądując miękko przed domem przybranych rodziców chłopca, zapukałem do drzwi. Otworzyła mi Gilda. Uśmiechnęła się do mnie tak, jakby nie wiedziała, po co tutaj przybyłem. Jeśli myślała, że udawanie iż nic się nie stało jej pomoże, to była w błędzie. 

- Królu, jakże miło cię tu gościć. Co sprowadza cię do nas o tak późnej porze?

Zza ramienia Gildy wyłonił się Theodore. Siwiejący mężczyzna, który miał pięćdziesiątkę na karku. Nie umknęło mojej uwadze, że na dłoni miał siniaka, który mógł świadczyć o tym, że pobił Knighta. 

- Przybyłem do was w sprawie Knighta. 

Małżeństwo spojrzało po sobie. Ich miny momentalnie się zmieniły, podobnie jak nastawienie. 

- Nie rozumiem. Dlaczego przybyłeś tutaj w sprawie Knighta, królu? Czy coś nabroił? 

- Mogę wejść? 

Theodore niechętnie odsunął się na bok, wprowadzając mnie do środka. Gilda zamknęła za nami drzwi. Poczułem się jak w pułapce, ale na szczęście ich magia była prawie nieistniejąca. Gilda i Theodore zostali obdarowani najmniejszą magią w Quandrum. My, jako rodzina królewska, mieliśmy najsilniejszą. 

Stanąłem na środku salonu. Domek nie był duży, ale było tutaj przytulnie. Mogłoby się wydawać, że Knight miał idealne warunki do życia, ale przemoc domowa była czymś, co niszczyło jego dzieciństwo. 

Gilda spuściła wzrok. Miałem wrażenie, że rozumiała, po co przybyłem. Theodore za to spoglądał na mnie butnie. Wiedział, że gdyby skrzywdził króla, zostałby zabity nie tylko on, ale również jego żona. Dlatego był grzeczny, choć nie wiedziałem, czy lada chwila się to nie zmieni, 

- Gdzie jest Knight? 

Gdy zadałem to pytanie, Gilda spojrzała na Theodore'a tak, jakby prosiła męża o pomoc. 

- Śpi w swoim pokoju. 

- Mogę go zobaczyć? 

- To nie jest najlepszy pomysł. Knight miewa teraz trudne dni w szkole i na pewno jest bardzo zmęczony. 

Uśmiechnąłem się do mężczyzny. Podszedłem do niego, splatając ręce za plecami. 

- Knighta nie ma w domu, prawda? 

Gilda jęknęła cichutko. Jej mąż natomiast podniósł wysoko głowę. Widziałem, jak z całych sił powstrzymywał się przed tym, aby na mnie nie naskoczyć.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz