Fiodor
Neptune.
Mój kochany, słodki Neptune.
Stałem przed pałacem i bezradnie wpatrywałem się w czarne niebo. Cormac słynęło z tego, że było krainą, w której zawsze było ciemno i mrocznie. Nigdy nie było tu jednak aż tak ciemno. Wiedziałem, co się działo, ale nie chciałem przyjąć tego do wiadomości.
Słyszałem okrzyki mieszkańców. Uciekali w popłochu do swoich domów wiedząc, że dziś mogli zginąć. Nie chciałem, aby stała im się krzywda, ale gdy zobaczyłem ciemne chmury, dotarło do mnie, że to mógł być mój koniec. Zrozumiałem, że mogłem nigdy więcej nie zobaczyć chłopaka, w którym zakochałem się w przeciągu kilku dni. Wcześniej podobał mi się jedynie Saturn, ale gdy poznałem cięty język Neptune'a i jego ciało, które mnie ogrzewało, gdy tego potrzebowałem, uzależniłem się od niego.
- Królu, zalecałbym, abyś wrócił do środka. Tu jest niebezpiecznie.
Spojrzałem na Geralda. Jednego ze strażników Saturna, którego mi podarował. Smok patrzył na mnie prosząco. Widział, że z bezsilności płakałem, ale w żaden sposób tego nie skomentował. Nie musiał mówić, że nie nadawałem się na króla. Sam o tym doskonale wiedziałem.
- Muszę pomóc mieszkańcom. Sami sobie nie poradzą.
- Wysłałem już do centrum Cormac dziesięciu strażników, a pozostałych pozostawiłem tutaj. Wiem, że troszczysz się o swoich poddanych, królu, ale twoje bezpieczeństwo jest równie ważne. Pomyśl, proszę, o Neptunie.
Nie mogłem o nim myśleć. Myślenie o nim sprawiało, że bolało mnie serce. Krwawiło z tęsknoty za nim. Zakochałem się po uszy i wiedziałem, że nie było od tego ucieczki.
- Dobrze. Pójdę do środka, ale jeśli Lennox się tu pojawi, zacznę z nim walczyć.
Gerald niechętnie przytaknął. Szedł za mną do mojego pałacu tak, jakby doskonale znał rozkład pomieszczeń, choć znajdowaliśmy się w Cormac od niespełna godziny.
Wszedłem do swojego pokoju, w którym na szczęście nie czekał na mnie żaden strażnik. Dwóch pilnowało mojej sypialni z zewnątrz.
Rzuciłem się na łóżko. Krzyknąłem w poduszkę, przyciskając ją sobie do twarzy. Zachowywałem się jak dzieciak, a nie jak król. Miałem jednak tylko dwadzieścia dwa lata i zostałem sierotą. Może inni chłopcy w moim wieku postrzegaliby pozycję króla mrocznej krainy za wspaniały dar, ale od kiedy moi rodzice odeszli z tego świata, czułem się niepotrzebny i bezradny.
Mama i tata byli moimi bohaterami. Dbali o mnie i sprawili, że miałem beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo. Niczego mi nie brakowało. Moje życie było dobre. Nie miałem na co narzekać, aż pewnego dnia los postanowił brutalnie ze mnie zakpić. Straciłem oboje rodziców i zostałem mianowany królem Cormac. Mieszkańcy znali mnie, od kiedy byłem małym chłopcem. Ufali mi i wiedzieli, że byli w dobrych rękach. Dziś jednak czułem się jak bezużyteczny śmieć. Nie miałem im nic do zaoferowania. Zamiast polecieć do nich z wsparciem i pomocą, płakałem w poduszkę.
Moje życie było smutne. Przepełnione mrokiem i samotnością. Dopóki nie poznałem Neptune'a, nie miałem po co żyć. Od kiedy jednak ten wspaniały chłopak pojawił się w moim życiu, wiedziałem już, że wszystko będzie dobrze. Pech chciał, że feniks o imieniu Lennox, o którym dotychczas słyszałem tylko z historii opowiadanych przez mieszkańców, postanowił nas zaatakować.
Zerwałem się gwałtownie z łóżka, gdy usłyszałem nieznany łomot. Podbiegłem natychmiastowo do drzwi, chcąc zapytać strażników Saturna o to, co się stało. Szybko jednak dotarło do mnie, że nie mogłem wyjść z sypialni. Szarpałem się z klamką i kopałem w drzwi, ale one nie chciały się ruszyć. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
CZYTASZ
Saturn
ActionEffie żyje w świecie kontrolowanym przez rząd. Mieszkańcy każdego dnia doszukują się istot nie z tego świata wśród swoich przyjaciół. Morderstwa i gwałty dokonywane przez obce kreatury są na porządku dziennym. Effie jednak się tego nie boi. Żyje ta...