13

2.2K 125 7
                                    

Saturn

Wspólne posiłki były dla mnie i moich braci niezwykle ważne. Gdy wciąż mieliśmy rodziców, wspólne zasiadanie do stołu było czymś absolutnie normalnym. Mama i tata wpoili nam wartości rodzinne. Chcieli wychować nas na dobrych przyszłych ojców i mężów. 

Wciąż byliśmy jednak dzieciakami. W porządku, miałem już dwadzieścia pięć lat, ale nie czułem się jak dorosły. Uwielbiałem żartować i śmiać się z Mercury'm i Neptune'm. Teraz, gdy dołączyła do nas Effie, wszystko wydawało się być o wiele lepsze. 

Po posiłku postanowiłem zabrać Effie do miasta. Prędzej czy później i tak musieliśmy się tam wspólnie udać. Chciałem, aby moi poddani poznali swoją przyszłą królową. Wiedziałem, że Effie chwyci ich za serca i momentalnie ją pokochają. Moja dziewczynka była jednak wyjątkowo zestresowana. Nie była w stanie nawet się ubrać. Ręce jej się trzęsły i wpatrywała się nieprzytomnie w zawartość szafy przez dobrych kilkanaście minut. 

- Słoneczko, mogę ci pomóc? 

Effie potrząsnęła głową. Stanąłem za jej plecami i położyłem dłonie na ramionach mojej demonicznej narzeczonej. 

- Powinnaś ubrać się luźno. Nie musisz wyglądać jak królowa. Mamy dzisiaj ciepły dzień. Może jakaś letnia sukienka? 

- Może ty coś dla mnie wybierzesz? 

Uśmiechnąłem się. Byłem gotów rzucić jakimś zboczonym żartem. Takim w stylu "jeśli ja miałbym coś dla ciebie wybrać, wyszłabyś do miasta naga, kochanie". Nie chciałem jednak jeszcze bardziej stresować Effie, dlatego wyciągnąłem z szafy pierwszą sukienkę, na której spoczął mój wzrok. Była bladoróżowa i miała nadrukowane liczne czerwone różyczki. Byłem pewien, że Effie miała prezentować się w niej uroczo, ale musiałem się upewnić, że na pewno chciała to ubrać. 

- Podoba ci się? 

- Jasne. Już się przebieram. 

Nie wyszedłem z pokoju Effie, gdy ta się przebierała. Usiadłem bezwstydnie na łóżku, wyciągnąłem ręce za siebie i odchylony obserwowałem moją przyszłą żonę. Effie posłała mi pełne irytacji spojrzenie, ale widziałem, że się uśmiechała. Ona była równie podniecona, co ja. Znalazłem sobie idealną towarzyszkę na życie. Nie dość, że Effie była piekielnie mądra, wrażliwa i delikatna, to jeszcze była tak samo zboczona jak ja. 

Kiedy moja koszulka, która pożyczyłem jej na noc, opadła tuż obok spodenek, westchnąłem z zachwytu. Effie stała zwrócona do mnie bokiem, więc mogłem bezwstydnie przyglądać się jej pełnym piersiom i słodkiemu tyłeczkowi. Jej ogon machał bezwiednie na wszystkie strony. Effie oddychała z irytacją, co chwila wydając z siebie dźwięki świadczące o tym, że nie podobało jej się to, iż nie miała kontroli nad ogonem. 

Gdy się ubrała, wyciągnęła do mnie rękę. Uśmiechnąłem się i chwyciłem ją za dłoń. 

Wyszliśmy przed pałac, gdzie czekał na nas Rex. Duży smok o fioletowym kolorze skóry. Miał pięć metrów wzrostu, a wyrastające z jego głowy rogi dodawały mu kolejne dwa metry. Był długi na piętnaście metrów, więc był prawdziwym kolosem. 

- Uszanowanie, mój panie. Niech mnie, czy ta gorąca panienka należy do ciebie? 

Effie stanęła w miejscu, gdy Rex wyszczerzył do niej ostre zębiska. W jego wykonaniu był to uśmiech, ale dla Effie mogło wyglądać to jak ostrzeżenie. 

- Effie, poznaj Rexa. To mój kumpel. Zawiezie nas dzisiaj do centrum Quandrum. 

- Siemka, skarbie - powiedział Rex, wystawiając w kierunku Effie ogromną łapę. Była wielkości samej dziewczyny. Biedaczka nie miała pojęcia, co zrobić, ale w końcu odważyła się podnieść rękę i przybiła Rexowi piątkę. - Jeśli to ty zostaniesz naszą królową, to muszę cię ostrzec, że z miłą chęcią będę służył jako twój środek transportu. Wskakujcie. 

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz