12

2.2K 122 8
                                    

Effie 

Obudziłam się w ramionach Saturna. Oboje byliśmy nadzy, a mój narzeczony w dodatku oblepił swoją spermą pościel. Na udzie miałam zaschnięte ślady jego spełnienia, ale nie wywoływało to we mnie dyskomfortu. Było wręcz przeciwnie. 

Myślałam, że nie dogadamy się w sypialni, ale stało się inaczej. Podzieliliśmy się, jeśli chodziło o dominację. Gdy odzyskałam kontrolę nad sytuacją, poczułam się dobrze. Martwiłam się wcześniej, że Saturn będzie się rządził i nie pozwoli mi dojść do władzy, ale gdy posłusznie ocierał się o moją nogę, po czym zasnął z głową wtuloną w moje piersi, dotarło do mnie, że być może miał w sobie nutę uległości. 

Kiedy zbudziłam się nad ranem, słońce oświetliło wnętrze sypialni. Pokój był ogromny. Sufit był wysoki na dwa piętra, a z centralnej części zwisał żyrandol. 

Przez całą noc Saturn nie zmienił pozycji. Czułam jego ciepły oddech w rowku między piersiami. Jego białe włosy delikatnie mnie łaskotały, co było niezwykle przyjemnym doznaniem. 

Pocałowałam mojego chłopaka w czoło. Odsunęłam lekko jego grzywkę i wpatrywałam się w to piękne oblicze. Było tak niemożliwie piękne, że aż nierealne. 

Głaskałam Saturna po włosach, pozwalając mu spać tak długo, jak tego potrzebował. Przydała mi się taka chwila ciszy. Uświadomiłam sobie, że magia Saturna już w pełni na mnie podziałała. Gdy na niego patrzyłam, czułam rozkoszne uczucie w brzuchu. Musiałam zaciskać nogi, aby nie wypłynęło ze mnie podniecenie. Wiedziałam, że niejako stałam się laleczką w rękach magii, ale po części wciąż sama siebie kontrolowałam. 

Nie było mi tak źle. Myślałam, że będę walczyć dłużej i nie poddam się tak łatwo, ale nie odczuwałam wyrzutów sumienia z powodu tego, że tak szybko uległam. 

Mimowolnie wróciłam myślami do dnia, w którym po raz ostatni widziałam swoją rodzinę. Było to pięć lat temu. Nie chciałam się z nimi żegnać, gdyż nie wyobrażałam sobie, że nie zobaczę ich aż przez sześć lat. Czasami kompletnie nie rozumiałam decyzji rządu naszego kraju. Mimo, że każde miasto miało swój własny system rządzący, to nad krajem i tak panowała ogólna władza. Dożyliśmy dziwnych czasów. Dzieciaki szybko musiały nauczyć się, jak to jest żyć z dala od rodziny, ale nikt nie rozumiał, w jakim celu odseparowywano nas od siebie.

***

Spojrzałam po raz ostatni na swój dom. Mama, tata oraz pięcioro rodzeństwa wyszło na zewnątrz, aby mnie pożegnać. Przyjechał po mnie czarny samochód z zaciemnionymi szybami. Na jego widok poczułam się tak, jakby ktoś chciał mnie porwać. Wiedziałam, że to była standardowa procedura. Każdy osiemnastoletni mieszkaniec kraju w dniu swoich urodzin musiał przeprowadzić się co najmniej dwieście kilometrów od rodzinnego domu. Na kostkę takiej osoby zakładało się specjalną bransoletę, która miała na celu informować rząd w razie opuszczenia przydzielonego miejsca pobytu. Tym sposobem stałam się więźniem Avenonu. Miasta oddalonego od mojego rodzinnego Ilvysion o dwieście pięćdziesiąt kilometrów. 

- Nie wyjeżdżaj, Effie! Co ja będę bez ciebie robić?

Aurora, najmłodsza z naszego rodzeństwa rzuciła mi się do stóp. Miała dopiero pięć lat. Nie wierzyłam w to, że nie będę mogła zobaczyć, jak dorasta. 

- Poradzisz sobie. Jestem tego pewna. Masz przecież Jacksona, Nellie, Patricka i Lizzie. 

Aurora niepewnie spojrzała na czwórkę rodzeństwa. Pokręciła przecząco głową i ze łzami w oczach spojrzała na mnie. 

- Nie chcę, żebyś wyjechała! Nie, Effie!

Musiałam przytulić Aurorę i obiecać jej, że gdy wrócę, przywiozę jej największego pluszowego misia, jakiego kiedykolwiek widziała. Po Aurorze pożegnałam się z moimi dwiema pozostałymi siostrami. Nellie i Lizzie były bliźniaczkami i miały dziesięć lat. Gdy następnym razem miałam je zobaczyć, miały być szesnastolatkami. 

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz