39

1.1K 87 8
                                    

Effie

- Effie! Wróciłaś!

Knight do mnie podbiegł, wpadając mi w ramiona. Uniosłam chłopca wysoko tak, że on objął mnie nogami w pasie i zarzucił mi ręce na szyję. Okręciłam się z nim kilkukrotnie dookoła. Nie mogłam powstrzymać łez szczęścia. Mimo, że wiedziałam, iż wojna z Lennoxem wcale się nie skończyła, to byłam przeszczęśliwa, mogąc zobaczyć istoty, których myślałam, że już nigdy więcej nie ujrzę. 

Kiedy skończyliśmy się przytulać, postawiłam Knighta na podłodze. Ukucnęłam przed nim i skrzywiłam się niezauważalnie, gdy zobaczyłam siniaki widoczne na jego ciele. Mimo, że wczoraj byłam w szoku, gdy Saturn wyznał mi, że zabił przybranych rodziców chłopca, to teraz już miałam pewność, że postąpił właściwie. Prawdopodobnie na miejscu Saturna wpierw ukarałabym Gildę i Theodore'a, ale nie istniało żadne usprawiedliwienie na znęcanie się nad dzieckiem. Na samą myśl o tym, że Knight przez lata spał w klatce i nie miał nic z dzieciństwa, czułam przeszywający ból. 

- Knight! Wszystko u ciebie w porządku, kochanie? 

- Tak. Wszystko jest okej, ale wczoraj...

Chłopiec spojrzał na Saturna tak, jakby prosił go o pomoc. Knight był dobrym chłopcem, więc zapewne nie chciał mnie martwić i mówić mi, co go spotkało. 

Mój cudowny mąż, który dziś ubrał czarną szatę, powoli się do nas zbliżył. Podobnie jak ja, ukucnął przy Knighcie i położył dłoń na jego ramieniu. 

- Muszę ci o czymś powiedzieć. Czy możemy porozmawiać po śniadaniu? 

Knight zmarszczył brwi. Wiedział, że wydarzyło się coś strasznego. Gdyby tak nie było, Saturn nie byłby tak podenerwowany. 

- Czy coś zrobiłem? Jesteś na mnie zły, królu? 

- Nic z tych rzeczy - zapewnił mój mąż, delikatnie się uśmiechając. - Jesteś najgrzeczniejszym dzieciakiem, jakiego znam. Wszystko jest w porządku. Czasami po prostu dzieją się rzeczy, które nie są przyjemne, ale którym i tak musimy stawić czoła. Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. Zjemy śniadanie, a potem porozmawiamy. 

Saturn się podniósł. Podał Knightowi rękę i powiedział mi, że będą na mnie czekać w jadalni. Skinęłam mu głową z wdzięcznością. Były jeszcze cztery istoty, z którymi chciałam się przywitać. 

Skupiłam się na magii. Zamknęłam oczy i po chwili wyczułam czyjąś obecność na tarasie. Miałam nadzieję, że moja magia nie robiła sobie ze mnie żartów, ale nawet jeśli tak było, nie miałabym jej tego za złe. Dopiero uczyłam się jak nad nią panować. Prawdziwe szkolenie miałam zacząć dopiero dzisiaj, ale to był początek mojej drogi. 

Kierowana przeczuciami, podążyłam w kierunku, który wskazywała mi magia. Gdy wyszłam na taras, zobaczyłam siedzącego na jego brzegu Romeo. Długie nogi stwora zwisały z tarasu i dotykały zielonej trawy. Romeo zdał sobie sprawę z mojej obecności po krótkiej chwili. Gdy uniósł głowę i obrócił ją w moją stronę, rzuciłam się biegiem w stronę mojego przyjaciela. Romeo nie zdążył nawet wstać. Runęłam przed nim na kolana i wtuliłam się w jego szeroką i ciepłą futrzastą pierś.

- Effie. Na bogów, wróciłaś do nas, kochanie. 

- Och, Romeo. Tak bardzo za tobą tęskniłam. 

Mój przyjaciel głaskał mnie po głowie. Nie wstydziłam się przy nim płakać. Potrzebowałam go. Mimo, że kochałam Saturna całym swoim sercem, to Romeo był dla mnie równie ważny. To on mnie porwał i tym samym odebrał mi moje ziemskie życie, ale cieszyłam się z tego, że tu wylądowałam. Mimo, że przeżyłam mnóstwo bolesnych chwil, nie zamieniłabym ich na nic innego, skoro miałam przy sobie istoty, którym na mnie zależało.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz