6

2.6K 160 18
                                    

Saturn 

Miałem narzeczoną. W końcu ją miałem. 

Byłem taki szczęśliwy. Gdyby tylko moi rodzice wciąż tu byli, byłem pewny, że byliby ze mnie dumni. 

Effie była piękna. Delikatna, kochająca, ale i waleczna. Kiedy Romeo opowiadał mi o tym, jak uciekała przed nim przez ciemny las, poczułem dumę. Effie z nim walczyła, ale szybko pokochała mojego strażnika. Nie było się czemu dziwić. Romeo mógł wzbudzać strach swoją postacią, ale był jedną z najmilszych istot, jakie poznałem. Obiecałem mu, że gdy dowiem się, że Yumi i Drastan przekroczyli granicę Quandrum, natychmiastowo sprowadzę ich do mojego pałacu. Nienawidziłem tej kobiety za to, co zrobiła Romeo. Gdyby moja kobieta ode mnie uciekła, zapewne zrzuciłbym ją za karę z urwiska. Choć wiedziałem, że nigdy nie zrobię tego Effie.

Gdy wyszliśmy z pałacu, nasze ciała ogrzało słońce. Trzymałem Effie za rękę nie dlatego, że bałem się, iż ode mnie ucieknie. Działałem na nią swoją magią, dzięki której mogłem trzymać dziewczynę jak na smyczy. Czułem się jak dupek, ograniczając jej wolność w tak prymitywny sposób, ale wiedziałem, że niebawem moja przyszła żona mi zaufa. 

Podeszliśmy do krawędzi klifu, na której znajdował się pałac. Lekki wiatr sprawiał, że włosy Effie pięknie się poruszały. Mimo, że na co dzień otaczałem się olśniewającymi syrenami, to śmiało mogłem stwierdzić, że nigdy nie widziałem tak urzekającej istoty jak Effie.

Na twarzy mojej pięknej kobiety widziałem zmartwienie. Effie marszczyła brwi i mimo, że przed sobą miała najpiękniejszy ocean we wszechświecie, wyglądała na smutną. 

Wiedziałem, że Effie czuła się przytłoczona. W ciągu ostatnich kilku dni wiele się wydarzyło. Celowo unikałem kontaktu z nią pragnąc, aby dojrzała do dobrej decyzji. Wiedziałem, że prędzej czy później mi ulegnie, gdyż nie miała innego wyjścia, ale musiałem dać jej czas. Z jedzeniem wysyłałem do niej Romeo. Wiedziałem, że się do siebie zbliżyli. Cieszyłem się, że Effie znalazła przyjaciela. Cieszyłem się także z powodu Romeo. Od czasu odejścia Yumi nie miał do czynienia z kobietą. Syreny go nie zaczepiały, gdyż się go bały. Gatunek Romeo już dawno wyginął na naszych ziemiach. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać, co czuł. Żałowałem, że nie miałem wystarczająco silnej mocy, aby sprowadzić jego syna do pałacu.

- Spójrz, kochanie. 

Gdy Effie się do mnie odwróciła, wysunąłem z wypustek na plecach skrzydła. Były tak srebrne, jak moja skóra. Na ich widok dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Nie wiedziała, co powiedzieć. 

- Ty też takie masz. Jeśli mi na to pozwolisz, wspólnymi siłami spróbujemy je z ciebie wysunąć. Co ty na to? 

Pokręciła przecząco głową. Mój uśmiech momentalnie zniknął. Domyślałem się, że tak łatwo nie pogodzi się z nowym życiem, ale miałem nadzieję, że spacer po Quandrum choć trochę nas do siebie zbliży. 

- Effie...

- Zejdziemy na dół? 

- Oczywiście. Chodźmy. 

Effie starała się trzymać mnie na dystans, ale widziałem, jak jej ciało do mnie przylegało. Jej obecność u mojego boku wydawała mi się naturalna. Nie mogłem się doczekać, aby w przyszłości dać jej dzieci. Chciałem zostać ojcem, choć miałem dopiero dwadzieścia pięć lat. Mercury i Neptune nie chcieli jednak słyszeć o dzieciach, uważając je za małe i głośne szkodniki. Mimo, że szanowałem i bardzo kochałem swoich braci, to ja byłem głównym władcą, więc musieli się mnie słuchać.

Zeszliśmy po kamiennych schodkach w ciszy. Podeszliśmy do plaży, na której syreny flirtowały bezwstydnie z innymi gatunkami. Widziałem tu miejscowe satyry, a także wróżki i smoki. Wszystko było takie piękne i bezproblemowe. Właśnie takiej krainy pragnęli moi rodzice. Chcieli uczynić Quandrum światem bez wojen. Osiągnęli swój cel. Pozostawili w rękach swoich synów świat, w którym każdy chciał żyć. Każdy, oprócz Effie.

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz