41

1.1K 85 7
                                    

Effie

- Mocniej! Musisz w pełni się skupić!

Pot spływał mi po plecach i czole. Ćwiczyłam już od ponad godziny. Nie sądziłam, że będzie to takie męczące. 

Uniosłam ręce i wycelowałam swoją magię w tarczę, którą trzymał Saturn. Mój mąż wcale się nie ugiął, gdy wiązka magii uderzyła w stal. Wykończona opadłam na kolana. 

- Trzymaj. Napij się. 

Saturn do mnie podszedł. Podał mi butelkę z wodą, a ja łapczywie wypiłam całą jej zawartość. Oddychałam ciężko i czułam się tak, jakbym przebiegła męczący maraton, w którym nie zajęłam żadnego miejsca na podium. 

Po śniadaniu Saturn zabrał mnie na pustą polanę. Wziął ze sobą kilka rekwizytów, które miały nam pomóc w moim treningu. Na początku próbowałam walczyć mieczem, ale byłam w tym beznadziejna. Saturn widząc moje zmagania wcisnął mi do ręki nóż, ale nim wcale nie posługiwałam się lepiej. Zrezygnowana usiadłam na trawie, a wtedy mój mąż chwycił w dłoń tarczę i kazał mi skupiać w dłoniach swoją magię. Na początku wcale się nie formowała. Dopiero przy piątym z kolei podejściu nad moimi dłońmi pojawiła się błyszcząca żółta mgiełka. Po kilku kolejnych przyzwaniach mocy zaczęłam rzucać magię w tarczę Saturna, ale była ona tak słaba, że mój ukochany nawet nie był zmęczony.

- Trudna droga przed tobą, ale nie myśl, że nauczyłem się magii w jeden dzień. Latami trenowałem, aby być silny i niezastąpiony. 

- Tobie też było tak ciężko? Myślałam, że tylko ja jestem taka beznadziejna, skoro nie urodziłam się w Quandrum, a na Ziemi. 

- Nie, skarbie. Pochodzenie nie ma z tym nic wspólnego. Nie chcę cię naciskać, bo widzę, jak duży wysiłek ci to sprawia, ale musimy być gotowi na walkę z Lennoxem. Nie chciałbym, aby znowu cię skrzywdził. 

Saturn usiadł obok mnie. Odchylił głowę w tył, a jego srebrną skórę ucałowały promienie słoneczne. Grzywkę odsunął na bok, więc z łatwością mogłam podziwiać jego złote tatuaże znajdujące się na twarzy. Długie rzęsy kładły się cieniem na jego policzkach. Był przepiękny i tylko mój. 

- Nigdy nie wybaczę sobie tego, że silniej nie walczyłem z Lennoxem. Nie miałem pojęcia, że nam zagrozi. Nie w taki sposób. Gdybym tylko wiedział, to ja poszedłbym do niego w charakterze seksualnego niewolnika.

- Nie mów tak. To nie twoja wina. Ja...

- Nie broń mnie, Effie. To moja wina i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Spieprzyłem, ale obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię. Wiem, że masz mi za złe to, że nie będziesz mogła mieć dzieci. To wszystko przeze mnie.

Nie mogłam dłużej słuchać tych bredni. Rozumiałam, że Saturn się obwiniał, ale nie tego chciałam. Cieszyłam się, że znów mogłam przy nim być i go kochać. Nie miałam pojęcia, jak potoczy się finał wojny z Lennoxem, ale moja wewnętrzna marzycielka czuła, że wszystko będzie dobrze. Wolałabym zginąć niż żyć bez Saturna. 

Saturn miał nogi wyciągnięte przed siebie, co bezwstydnie wykorzystałam. Przerzuciłam nogę przez jego uda i usiadłam na nim okrakiem. Wsunęłam dłonie pod czarną koszulkę mojego ukochanego chłopaka. Saturn rzadko chodził w czymś innym, niż swoje królewskie szaty, dlatego chciałam w pełni wykorzystać ten niemal Ziemski strój. 

Pocałowałam Saturna w czubek nosa. Mój ukochany uśmiechnął się szeroko. Owinął mnie ciasno w pasie swoim ogonem, a ja z rozkoszą powitałam uczucie towarzyszące temu, że byłam jego zabaweczką. 

Mimo, że wszystko było tak przyjemne i cudowne, musiałam poruszyć z Saturnem pewne tematy. Okoliczności temu sprzyjały. Znajdowaliśmy się poza pałacem, gdzie każdy mógł nas podsłuchiwać. Saturn ufał swoim pracownikom i poddanym, ale lepiej się czułam, gdy mogłam porozmawiać z nim sam na sam. 

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz