55

1K 76 4
                                    

Lennox

- Na bogów. Co wy tutaj robicie? 

Spojrzałem na Caspiana. Następnie mój wzrok przesunął się na Ardena, później na Greya, a na końcu na Donovana. Nie dowierzałem w to, że moi chłopcy tutaj byli. Przez chwilę miałem nadzieję, że wrócili do mnie, gdyż za mną tęsknili. Przyjąłbym ich do siebie z otwartymi ramionami, ale domyślałem się, że ich podróż do Katoki nie była kierowana tęsknotą za swoim panem. 

Caspian wystąpił przed szereg. Reszta chłopców stała za nim. Patrzyli w podłogę, uciekając ode mnie wzrokiem tak, jak mogli. Nawet nie zwracałem uwagi na stojących za nimi Saturna, Mercury'ego, Neptune'a, Fiodora oraz Romeo. Spoglądałem tylko na moich kochanych chłopców. Na moje największe szczęścia, którym pozwoliłem wrócić do domów, aby byli szczęśliwi. Przy nich zrozumiałem, że więzienie drugiej istoty nie było właściwym posunięciem. Dotarło to do mnie po długim czasie, ale lepiej później niż wcale. 

Piękny Caspian wyglądał groźnie. Miał na sobie czarną szatę, a pod jego okiem znajdowała się rana. Mimo, że kochałem każdego z moich chłopców, to Caspian zawsze był dla mnie faworytem. W przeciwieństwie do pozostałej trójki, miał w sobie zaciętość, której nie były w stanie wyplenić z niego żadne tortury. 

- Caspianie...

Patrzyłem na to, jak mój ukochany chłopiec wyciąga zza pasa miecz. Nie poznawałem go. Nie byłem w stanie mu się przeciwstawić. 

Zdałem sobie sprawę z tego, że się rozpłakałem. Tęsknota za nimi była dobijająca. Tak bardzo chciałem, aby chłopcy do mnie wrócili, ale wiedziałem, że nie było to możliwe. 

- Lennoxie.

Nie byłem już dla niego panem. Stałem się Lennoxem. Zwykłym demonem znajdującym się na równi z nim. 

Caspian przycisnął czubek ostrza do mojej piersi. Dokładnie w miejscu, pod którym pod skórą biło moje serce.

Patrzyłem w jego oczy, starając się dojrzeć w nich chłopca, którym był. Uległego, kochającego i delikatnego. Caspiana już tam jednak nie było. 

Przed szereg wyszedł Saturn. Podbiegł do Effie i Hiacynta, ale ja nie byłem w stanie nawet na nich spojrzeć. Miałem ich gdzieś. Effie była dla mnie ważna, ale moi chłopcy byli dla mnie ważniejsi. 

Słyszałem za plecami odgłosy walki. Krzyki Saturna zmieszane z błaganiami Effie i zaklęciami rzucanymi przez Mercury'ego. Neptune i Fiodor walczyli z moimi strażnikami, którzy wtargnęli do podziemi, gdy tylko usłyszeli, że ktoś wdarł się bez mojego pozwolenia do Katoki. Słyszałem także krzyki Romeo. Był najsilniejszym wojownikiem, jakiego znałem. Szczęściem byłoby mieć go po swojej stronie, ale prędzej piekło by spłonęło, niż Romeo miałby do mnie dołączyć. 

- Chcesz mnie zabić, kochanie? 

Wargi Caspiana zadrżały. On również ze sobą walczył. 

- Kocham cię. Jesteś dla mnie wszystkim. Proszę, przejdź na moją stronę. Obiecuję, że niczego ci nie zabraknie. 

Położyłem dłoń na piersi chłopaka. Caspian zadrżał, ale mnie nie zaatakował. Wciąż miał mnie na ostrzu miecza, ale widząc, co się ze mną działo, nie był w stanie odesłać mnie do krainy wiecznego cierpienia. 

- Jak mogłeś mnie kochać, Lennoxie? - spytał, plując mi pod nogi. - Gdybyś mnie kochał, nie gwałciłbyś mnie. Nie kazałbyś mi lizać swoich stóp. Nie zmuszałbyś mnie do tego, abym obciągał ci kutasa na każdym przyjęciu. Nie uderzałbyś mnie pejczem w tyłek i nogi. Nie kazałbyś mi chodzić przy swojej nodze na czworakach i z obrożą na szyi. To ma być według ciebie miłość? 

SaturnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz