Kuroo x Daisho || Enemies with benefits?

191 16 1
                                        

Kuroo przetarł twarz dłonią. Był zmęczony, a oczy bolały go od całego dnia wpatrywania się w monitor. Nie po raz pierwszy został w biurze do późna, ponieważ tak bardzo oddany był swojej pracy. I nawet w takich momentach jej nie nienawidził. Tak właściwie to był podekscytowany. Na za tydzień miał zaplanowany pierwszy z wielu lotów za granicę, żeby osobiście porozmawiać z czołowymi zawodnikami japońskiej siatkówki. Chciał z nimi zorganizować event przez wielkie E i nie zniechęcała go ilość pracy, jaką będzie musiał na to poświęcić. To może być jego największe do tej pory przedsięwzięcie.

Ale na dziś już dość. Wiedział doskonale, że odpoczynek też jest ważny i chociaż się przepracowywał, to przynajmniej wiedział, że kiedyś musi przestać. Był odpowiedzialny w swojej nieodpowiedzialności.

Zapisał swoją dotychczasową pracę, a później wyłączył komputer. Odsunął się od biurka, a później wstał z krzesła i zgarnął swoją marynarkę, którą przewiesił przez oparcie. Zarzucił ją sobie na przedramię, a potem ruszył w stronę wyjścia ze swojego gabinetu. Niedługo później był już przy windach i czekał, aż dotrze ona na jego piętro.

W firmie panowała niczym niezmącona cisza. Kuroo podejrzewał, że gdzieś jeszcze znalazłby kogoś, kto pracuje (chociażby ochroniarzy i może sprzątaczy), ale w tym momencie nie było absolutnie nikogo w zasięgu wzroku. Podobnie w windzie, która wreszcie się przed nim otworzyła, nie było nikogo.

Będąc w windzie, z kieszeni spodni wydobył swoją komórkę, żeby sprawdzić ostatnie powiadomienia. Uniósł brew ze zdziwienia, kiedy zobaczył, że czeka na niego jedna nieodczytana wiadomość.

Cholerna gadzina (nie odpisywać): Jestem w barze xxx.

Kuroo skrzywił się, dając wyraz swojej irytacji. Czemu ten dupek pisał do niej o tej godzinie? I czemu, do cholery, oczekiwał, że Kuroo tak po prostu będzie na każde jego skinienie gadzich pazurów?

Dobra, bądźmy szczerzy. Kuroo doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego. Z Daisho Suguru nie widział się już z półtora miesiąca, a to mniej więcej dokładnie taki okres czasu, po jakim obojgu zaczynała ta przerwa doskwierać. Oboje byli skończonymi idiotami, ale Kuroo pogodził się z tym już dobre kilka lat temu.

Szybko wystukał krótką odpowiedź i wysłał ją drugiemu mężczyźnie. Wygląda na to, że dziś nie wróci wcześnie do domu, żeby odpocząć. Jednak wizja takiego zastępstwa sprawiła, że uśmiechnął się pod nosem. I bynajmniej nie był to miły uśmiech, a raczej taki, który miał, kiedy coś knuł. Nagle poczuł w sobie dużo więcej energii niż jeszcze chwilę wcześniej.

Pod jego biurem prawie zawsze stały jakieś taksówki, więc bez problemu znalazł jedną wolną. Podał kierowcy adres baru, w którym znajdował się Daisho, a potem dał się do niego zawieźć. Po drodze ze znudzeniem śledził mijane widoki miasta nocą. Znał je już niemal na pamięć – w końcu spędził w Tokio prawie całe swoje życie i nic nie wskazywało na to, że miało się to zmienić nie tylko w najbliższym czasie, ale kiedykolwiek.

Trochę ponad dwadzieścia minut później dotarł na miejsce.

To była w miarę spokojna okolica, a chociaż rzeczony bar był otwarty całą noc, to nie należał do szczególnie popularnych z uwagi na swoją nieciekawą lokalizację z daleka od głównych dzielnic rozrywki. Kuroo bardzo sobie to cenił. Tutaj nikt nie rozpoznawał ani jego, ani Daisho jako osób ściśle związanych z japońską siatkówką. Co prawda Kuroo tylko pracował dla JVA, a Daisho grał w drugiej dywizji V.League, ale błędem było zakładać, że przez to nikt nie będzie ich znał. Raz się na tym przejechali, kiedy pewnego wieczoru spotkali jakiegoś nadgorliwego fana siatkówki, który później nie chciał dać im spokoju.

Tie-break || Haikyu!! || One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz