V.6.

211 35 41
                                    

Od następnego dnia Eleanor jeździła konno zaraz po śniadaniu i zjeżdżała do stajni przed południem przez co rzeczywiście nie spotkała więcej Jacka. Trzymała się dzielnie aż do czwartku. W piątek rano nie jeździła w ogóle, bo chciała być w formie dla swojego faceta. Wiedziała, że przez weekend będą grali w tenisa. Kiedy jednak czekała już na niego po lunchu, Chester zadzwonił do niej z informacją, że nie da rady przyjechać na weekend, bo w piątek musi zostać dłużej w pracy, a w sobotę ma ważne spotkanie z liderem partii konserwatywnej na pikniku rodzinnym w Londynie.

– Jak to? – wydusiła tylko z siebie.

– Żałuję, że nie ma cię w Manchesterze. Zabrałbym cię ze sobą do stolicy, żebyś poznała Mike'a.

– Mike'a? – powtórzyła niedowierzającym tonem.

– Michaela Shuri*, premiera Wielkiej Brytanii – dodał takim tonem, jakby to była oczywistość.

Ja chyba śnię. On naprawdę myśli poważnie o karierze politycznej! – zrozumiała w końcu.

– A przyjedziesz chociaż w niedzielę?

– Obiecałem już rodzicom wspólny obiad, Ellie. Myślałem, że wrócę od ciebie po lunchu. Nie chciałbym ich zawieść.

Jasne, a mnie to możesz?

– Jasne – westchnęła.

– Jesteś zła. – Bardziej stwierdził, niż spytał.

– Nie, ale jestem zawiedziona. Nie tak wyobrażałam sobie ten weekend – westchnęła znowu.

– Wierzę ci, skarbie, ale wynagrodzę ci to w następny, obiecuję.

– Zobaczymy.

– A więc jednak jesteś zła.

– Nie męcz już, Ches. Zadzwonisz chociaż wieczorem?

– Postaram się, ale nie obiecuję. Wiem, że kładziesz się wcześnie, a to spotkanie może potrwać do późna.

– Już bardziej nie mogłeś mnie pocieszyć – sarknęła.

– Robię, co mogę, żeby zapewnić nam bezpieczną przyszłość, wiesz? – Chester przypomniał jej o tym, o czym ona nie chciała myśleć. Małżeństwo, rodzina. Miała jeszcze na to czas.

– W porządku. W takim razie do usłyszenia, kiedy będziesz mógł zadzwonić – odparła, po czym się rozłączyła.

O dziwo, Chester nie oddzwonił ani nic nie napisał.

Cały weekendowy plan się zepsuł. Miała być sama, a do tego nici wyszły z tenisa i wspólnych pikników. No i ze wspólnych nocy. A tak jej już tego brakowało...

Nie mając nic innego do roboty, postanowiła jednak pojeździć konno. Trudno, jak spotkam Jacka, to jakoś sobie poradzę – uznała. Przecież umiem nie zachowywać się jak napalona małolata.

Przejażdżka minęła jej spokojnie. Nikogo nie spotkała na trasie. Była prawie zawiedziona, że jednak nie, kiedy wracając, zobaczyła mężczyznę pędzącego na czarnym koniu. Serce od razu zabiło jej szybciej, a kiedy Jack podjechał bliżej, już wiedziała, że ma kłopoty.

– Witaj, Elle. Co się stało, że nie spotkaliśmy się od poniedziałku? Nie jeździłaś? – spytał, a ona miała wrażenie, że jej tętno wyskoczy zaraz poza skalę.

– Cześć, Jack. – Spróbowała uspokoić oddech i powoli jej się to udało. – Jeździłam rano, korzystając z pogody. Słyszałam, że popołudnia mają być nieciekawe, więc zmieniłam plany.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz