VIII.7.

178 38 10
                                    

Eleanor była zaskoczona okolicą i otoczeniem baru, ale okazało się, że ryba z frytkami była tam specjałem lokalu. Wszystko było oczywiście smażone w głębokim tłuszczu, ale smaczne i chrupiące, i wcale nie ociekało olejem.

– To było naprawdę dobre – przyznała. – Nigdy nie byłam w takim barze w Manchesterze.

– W uptown takich nie ma – zażartował Jack.

– Pewnie nie. Ale ja też chciałabym cię zabrać kiedyś do eleganckiej restauracji. Wiem, że masz smoking. – Puściła do niego oko.

– Był wypożyczony – zaśmiał się radośnie, jak z najlepszego żartu.

– A leżał na tobie jak druga skóra. – Eleanor nie zamierzała się poddać.

– Zobaczymy, Ellie. Generalnie jestem przeciwny temu, żebyś ty mnie zapraszała do restauracji, na której rachunek mnie nie stać.

– Jack. – Złapała go za rękę. – Musimy sobie coś ustalić!

Jack wbrew wszelkiemu rozsądkowi uznał wtedy, że Eleanor jest niebywale seksowna, kiedy mówi tak poważnie, stanowczo i z delikatną groźbą. Chyba mnie pojebało – pomyślał.

– Słucham. Co chciałabyś ustalić?

– Nie będę niczyją utrzymanką. Już mama mi to próbowała zaimplikować, mówiąc, że mam znaleźć męża, który zapewni mi odpowiedni poziom życia. A najlepiej, według niej, gdyby to rodzice mi go znaleźli.

– To rzeczywiście nonsens – przyznał Jack, myśląc o tym, kogo wybraliby rodzice Eleanor.

– Sam widzisz. Dopiero zaczęłam pracę, ale z czasem będę zarabiała coraz więcej. To pozwoli mi się usamodzielnić i podejmować autonomiczne decyzje odnośnie mojej przyszłości zawodowej i prywatnej. I jeśli mam ochotę zaprosić swojego mężczyznę na kolację, to nie powinien mi odmawiać – skonkludowała.

– Jestem twoim mężczyzną? – Jack nagle się rozpromienił.

– A nie?

– Oczywiście, że tak.

– Więc rozumiemy się w tej kwestii?

– Dobrze, Ellie. Postaram się okiełznać swój maczyzm i dam ci się czasem zaprosić na kolację – zażartował.

Ellie parsknęła śmiechem.

– Okiełznać maczyzm... Pięknie to powiedziałeś, Jack. W punkt!

– Cieszę się, że ci się podobało. Ale dziś wolałbym pohołdować męskiemu zwierzowi we mnie i zapłacę cały rachunek, dobrze? A potem zabrałbym cię do warsztatu i zrobił ci dobrze ustami w moim biurze – dodał szeptem wprost do jej ucha.

Ellie poczuła, jak gorąco uderza jednocześnie w jej twarz i w miejsce, w którym od razu zapragnęła to poczuć.

– Jack! – Wypuściła głośno powietrze, ale to nie pomogło.

– To jak, jesteśmy umówieni, Ellie? – Chciał potwierdzić.

– Co do rachunku się zgadzam, a jeśli chodzi o resztę... musisz mnie bardziej przekonać – dodała z czarującym uśmiechem, choć gdyby mogła, oddałaby mu się już na stoliku, przy którym siedzieli, tak go pragnęła.

– Możesz już się szykować – odpowiedział głębokim głosem, w którym można było wyczuć nutkę groźby i obietnicy. A potem wstał, jakby nigdy nic i podszedł do lady, żeby zapłacić za lunch.

Przez całą drogę Jack zaczepiał dziewczynę. Raz muskał jej szyję, innym razem kolano, w końcu uda, które ściskała, nie mogąc zapanować nad podnieceniem.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz