W domu Jacka zaczepił spanikowany Jeremy.
– I co? I co z mamą? Poprawiło się jej?
– Spokojnie, bracie, lekarz jest dobrej myśli. Za trzy lub cztery dni powinni ją wypuścić.
– A jak wygląda? Jak się czuje?
– Jak zwykle. Jest wścibska. I nawet się uśmiechnęła. – Jack przypomniał sobie reakcję mamy na jego wspomnienie o dziewczynie i też się uśmiechnął. Rozumiał jednak, że dla Jeremy'ego mama była jeszcze całym światem.
– Och, to nie jest tak źle. – Chłopak odetchnął z ulgą. – Ale mnie nastraszyła! A do ciebie zero kontaktu!
– Musisz się przyzwyczajać, młody, że z czasem będzie mnie coraz mniej. Też zamierzam kiedyś założyć rodzinę.
– Serio? A z kim?
– Nie interesuj się! Curiosity killed the cat.
– Ej, no weź! Poznałeś dziewczynę?
– Mówiłem: nie interesuj się, młody.
– A więc tak! – ucieszył się Jeremy.
Jack przeczochrał grzywkę brata, choć młody był praktycznie tego samego wzrostu, co on, a potem wyminął go i poszedł prosto do łazienki. Rozbierając się, oprócz zapachu przemoczonych ubrań wyczuł ulotną nutkę perfum Eleanor i westchnął ciężko. Nic mógł zrobić nic gorszego niż opuścić ją bez słowa po takiej nocy. Ani sobie, ani jej. Ale nie miał wyboru. I gdyby chociaż miał ten nieszczęsny numer!
Ciepła woda, spływająca po jego ciele nie ukoiła nerwów. Tak bardzo chciał być teraz tam z nią...
Wykąpany i odświeżony zadzwonił do dziadka, ale senior Sanders nie odebrał. Postanowił spróbować jeszcze raz później. Korzystając z tego, że był wcześniej w Manchesterze, pojechał do warsztatu. Praca nie raz pomagała mu na stresy i zmieniała tor myśli, a tego właśnie teraz potrzebował, żeby nie zwariować.
Dziadek do wieczora nie odebrał telefonu i Jack doszedł do wniosku, że próbuje go ukarać za to, że do niego nie było wczoraj kontaktu. Oby tylko powiedział Eleanor, dlaczego musiałem wyjechać.
W sobotę rano znowu zadzwonił do dziadka, a kiedy nie doczekał się odpowiedzi, otworzył warsztat. W południe znowu zadzwonił i to samo. Naprawdę zaczynał się martwić. W końcu za kolejnym razem dziadek odebrał.
– Co ty się tak do mnie dobijasz od wczoraj, wnuku? Co z twoją matką?
– Lekarze zareagowali na czas. Dostała antybiotyk i gorączka jej spada. Za dwa lub trzy dni powinni ją wypuścić.
– To dobra wiadomość. Martwiłem się.
– Ja też.
– Widziałem właśnie – sarknął starszy pan Sanders.
– Dziadku! Powiedziałeś Ellie, dlaczego musiałem wyjechać?
– Tak, tak, oczywiście. Panna Bethell życzy twojej mamie zdrowia.
– Dziękuję. Powiedz jej jeszcze, proszę, że przyjadę, kiedy tylko będę mógł.
– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Jack.
– Powiedz, proszę.
– Dobrze. Pozdrów Jeremy'ego i matkę. Pa.
Dziadek się rozłączył, więc Jeremy, trochę uspokojony, pojechał w przerwie obiadowej do szpitala.
– Nic mi nie jest! Te zastrzyki są niepotrzebne. – Zastał akurat mamę kłócącą się z pielęgniarką.
– Mamo, przyjmuj lekarstwa bez dyskusji, proszę. – Spojrzał na nią błagalnie.
CZYTASZ
DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFER
Chick-Lit[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONA] Eleanor jest absolwentką prawa. Wraca z Londynu do domu i po wakacjach ma zacząć praktyki w kancelarii w manchesterskim City. Dziewczyna jest córką lorda Bethella, również prawnika. Za zgodą jej ojca zaczyna się wokół niej kręc...