Rozdział VIII - Musisz wybrać

198 36 24
                                    

W domu Jacka zaczepił spanikowany Jeremy.

– I co? I co z mamą? Poprawiło się jej?

– Spokojnie, bracie, lekarz jest dobrej myśli. Za trzy lub cztery dni powinni ją wypuścić.

– A jak wygląda? Jak się czuje?

– Jak zwykle. Jest wścibska. I nawet się uśmiechnęła. – Jack przypomniał sobie reakcję mamy na jego wspomnienie o dziewczynie i też się uśmiechnął. Rozumiał jednak, że dla Jeremy'ego mama była jeszcze całym światem.

– Och, to nie jest tak źle. – Chłopak odetchnął z ulgą. – Ale mnie nastraszyła! A do ciebie zero kontaktu!

– Musisz się przyzwyczajać, młody, że z czasem będzie mnie coraz mniej. Też zamierzam kiedyś założyć rodzinę.

– Serio? A z kim?

– Nie interesuj się! Curiosity killed the cat.

– Ej, no weź! Poznałeś dziewczynę?

– Mówiłem: nie interesuj się, młody.

– A więc tak! – ucieszył się Jeremy.

Jack przeczochrał grzywkę brata, choć młody był praktycznie tego samego wzrostu, co on, a potem wyminął go i poszedł prosto do łazienki. Rozbierając się, oprócz zapachu przemoczonych ubrań wyczuł ulotną nutkę perfum Eleanor i westchnął ciężko. Nic mógł zrobić nic gorszego niż opuścić ją bez słowa po takiej nocy. Ani sobie, ani jej. Ale nie miał wyboru. I gdyby chociaż miał ten nieszczęsny numer!

Ciepła woda, spływająca po jego ciele nie ukoiła nerwów. Tak bardzo chciał być teraz tam z nią...

Wykąpany i odświeżony zadzwonił do dziadka, ale senior Sanders nie odebrał. Postanowił spróbować jeszcze raz później. Korzystając z tego, że był wcześniej w Manchesterze, pojechał do warsztatu. Praca nie raz pomagała mu na stresy i zmieniała tor myśli, a tego właśnie teraz potrzebował, żeby nie zwariować.

Dziadek do wieczora nie odebrał telefonu i Jack doszedł do wniosku, że próbuje go ukarać za to, że do niego nie było wczoraj kontaktu. Oby tylko powiedział Eleanor, dlaczego musiałem wyjechać.

W sobotę rano znowu zadzwonił do dziadka, a kiedy nie doczekał się odpowiedzi, otworzył warsztat. W południe znowu zadzwonił i to samo. Naprawdę zaczynał się martwić. W końcu za kolejnym razem dziadek odebrał.

– Co ty się tak do mnie dobijasz od wczoraj, wnuku? Co z twoją matką?

– Lekarze zareagowali na czas. Dostała antybiotyk i gorączka jej spada. Za dwa lub trzy dni powinni ją wypuścić.

– To dobra wiadomość. Martwiłem się.

– Ja też.

– Widziałem właśnie – sarknął starszy pan Sanders.

– Dziadku! Powiedziałeś Ellie, dlaczego musiałem wyjechać?

– Tak, tak, oczywiście. Panna Bethell życzy twojej mamie zdrowia.

– Dziękuję. Powiedz jej jeszcze, proszę, że przyjadę, kiedy tylko będę mógł.

– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Jack.

– Powiedz, proszę.

– Dobrze. Pozdrów Jeremy'ego i matkę. Pa.

Dziadek się rozłączył, więc Jeremy, trochę uspokojony, pojechał w przerwie obiadowej do szpitala.

– Nic mi nie jest! Te zastrzyki są niepotrzebne. – Zastał akurat mamę kłócącą się z pielęgniarką.

– Mamo, przyjmuj lekarstwa bez dyskusji, proszę. – Spojrzał na nią błagalnie.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz