III.4.

237 42 28
                                    

Cardwell spojrzał na Eleanor z rozbawieniem.

– A czujesz się dziwnie?

– Odkąd wróciłam do domu, to już nie. Na studiach w Londynie różnie bywało, ale miałam znajomych, którym nie przeszkadzało to, kim jestem.

– Ja uważam twoje pochodzenie za dodatkowy atut – stwierdził Chester – ale nie da się ukryć, że i bez niego jesteś interesującą kobietą. Tylko gdybyś nie była arystokratką, zrobiłbym tak – dodał, obejmując ją w talii – a potem jeszcze tak. – Pochylił się i pocałował jej odsłonięte ramię.

Ellie poczuła elektryczny prąd, przebiegający od miejsca, w którym Cardwell złożył pocałunek, przez całe ciało. Sutki się jej ściągnęły, więc cieszyła się, że ma na sobie sztywny stanik. Obróciła twarz w stronę Chestera, który patrzył na nią wyczekująco, ale i z żarem w oczach. Nie wiedziała, co odpowiedzieć na taką zuchwałość, szczególnie, że doskonale rozumiała, co on próbował jej przekazać. Tylko czy był szczery?

– A ponieważ moje pochodzenie cię powstrzymuje, co możesz z tym zrobić? – Spojrzała mu prosto w oczy, próbując odczytać z nich fałsz.

Chester nie spodziewał się, że Eleanor zareaguje na jego zaczepkę tak naturalnie. Myślał, że ją spłoszy, ale najwyraźniej była twardsza, niż myślał.

– Twój ojciec wespół z moim urwaliby mi głowę, gdybym ci uchybił – stwierdził, stawiając na szczerość. – Nie ukrywam, bardzo mi się podobasz i mam ogromną ochotę zaprosić cię do siebie, Ellie, ale nie zrobię tego, dopóki sama nie będziesz mnie chciała.

– Skąd pomysł, że bym cię nie chciała? – spytała i zaraz sama miała ochotę zrugać się za tę bezpośredniość. No bo jak to tak wprost mówić facetowi, że się ma na niego ochotę? A jednak on ją rozumiał. Ona jego też. Pochodzili z tego samego świata.

– Oszalałbym z nadmiaru szczęścia, Ellie.

– No dobrze, to jest argument przeciw – zachichotała.

Chester parsknął śmiechem.

– Jesteś niesamowita.

– Czy to komplement, panie Cardwell?

– Oczywiście, panno Bethell.

– Chyba cię polubię – stwierdziła wtedy, stawiając na szczerość.

– To znaczy, że spotkamy się jeszcze?

– Oczywiście.

– Cieszę się. I mam pytanie, Ellie.

– Słucham, Chesterze.

– Czy na przyjęciu jubileuszowym moich rodziców za tydzień mogę przedstawić cię jako swoją towarzyszkę? Zechcesz mi towarzyszyć jako para?

– Znaczy... – Ellie zawahała się – chcesz im powiedzieć, że jesteśmy RAZEM? Znamy się od tygodnia!

– Znamy się od dziecka, Ellie – przypomniał jej. – Nasze rodziny się znają. Skoro nie ma żadnych przeszkód ku temu, żebyśmy mogli się spotykać, czemu zwlekać?

Eleanor rozważała właśnie za i przeciw, kiedy Chester zbliżył twarz do jej twarzy i zmrużył oczy.

– Pocałuję cię teraz, dobrze?

Szybko bojące serce nie pozwoliło jej odpowiedzieć, więc tylko skinęła głową, zanim usta mężczyzny dotknęły jej warg, a jego język delikatnie łaskocząc górną wargę, utorował sobie drogę do jej języka. Rozchyliła usta i westchnęła, bo doznanie było tam przyjemne, że miała ochotę jęknąć, ale to by było niestosowne.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz