Rozdział V - Dorosłość

199 35 26
                                    

Kolejny tydzień Ellie prawie codziennie spędzała w siodle, nawet jeśli w poniedziałek dopadła ją zmora aktywnych kobiet, czyli okres, co przypomniało jej o obietnicy danej Chesterowi. Muszę się umówić do lekarza. Zrezygnowała z lubianego tenisa, bo nie miała z kim grać. Koń był wystarczającym towarzystwem do przejażdżki. Coraz lepiej rozumiała się ze swoją klaczą. River zdawała się przypominać sobie wszystko, czego się kiedyś razem uczyły. Jak być jednym końsko-ludzkim ciałem.

Pewnego razu, kiedy jechała drogą pod lasem, zauważyła jeźdźca, mknącego na czarnym koniu przez łąkę. Kiedy podjechał bliżej, okazało się, że koń należał do stadniny jej rodziny. Był to brat River, Rover. Owszem, często zdarzało się, że konie były wypożyczane przyjezdnym za odpowiednią opłatą. Nigdy nie widziała jednak, żeby goście tak pędzili na nie swoich koniach. Wyglądało na to, że jeździec i koń dobrze się znali.

Mężczyzna na Roverze zwolnił i podjechał bliżej, więc i ona przystanęła.

– Cześć! – krzyknął, unosząc dłoń w geście pozdrowienia. – To koń ze Stoney Acres?

– Tak! – odkrzyknęła. – Podobnie jak twój!

A raczej mój, ale ty na nim jeździsz – dodała w myślach.

– Tak, świetne mają zwierzęta w tych stajniach. Kiedyś często pożyczałem Rovera.

– Widzę, że czujecie się razem pewnie.

– Podobnie jak ty na River. Często tu bywasz?

– Dawno nie byłam, ale teraz nadrabiam – odparła zgodnie z prawdą.

– To podobnie jak ja.

Ellie już chciała się pożegnać i pojechać dalej, kiedy nieznajomy spytał:

– Jak masz na imię?

Nie wiedzieć czemu, postanowiła nie zdradzać mu swojej tożsamości, więc lekko skróciła i zmodyfikowała imię.

– Elle.

– Miło mi cię poznać, Elle. Jestem Jack – odpowiedział, błyskając hollywoodzkim uśmiechem, po czym odjechał w stronę Banks.

Ellie przez chwilę patrzyła za nim, ale szybko się zreflektowała, że to nie wypada. Ruszyła więc w stronę lasu tak, jak planowała.

Po przejażdżce wróciła do stajni, żeby odprowadzić konia. Rover stał już na miejscu, był wyczyszczony. W żłobie miał świeże siano, a w poidle wodę. Niestety, nie było ani śladu stajennego, ani tym bardziej niespodziewanego gościa. Ellie wyczyściła więc River, nałożyła jej siana i napuściła wody do poidła. Była zmęczona, ale tak przyjemnie. To był czwartek, nazajutrz miał przyjechać Chester, więc weekend zapowiadał się obiecująco.

Zamiast na kolację, najpierw poszła pod prysznic i przebrała się w czyste ubrania. Potem dopiero zeszła do jadalni, w której Emma zostawiła dla niej ciepły posiłek w piekarniku. Zjadła, a potem wróciła do swojego pokoju. Marzyła już tylko o spaniu, ale jeszcze zadzwonił Chester, żeby zapowiedzieć się na jutro.

– Już nie mogę się doczekać, skarbie – szeptał zmysłowym głosem.

– Ja też – przyznała. – Zapowiada się piękna pogoda, to może tym razem uda nam się ten piknik?

– Może. Będę śnił o tobie – odparł Cardwell, zmieniając temat. – Dobrze, że zostawiłem u ciebie zapas gumek, nawet jeśli zapomnę wziąć z domu, nic nie powstrzyma mnie przed zanurzeniem się w tobie.

– Jesteś napalony, Chesterze – zganiła go.

– Powiedz, że ty nie.

– Nie powiem.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz