III.7.

220 39 22
                                    

Następnego dnia przed południem przejrzała garderobę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na randkę. Bo już nie umiała inaczej nazwać spotkań z Chesterem Cardwellem. Przystojny arystokrata ewidentnie zabiegał o jej względy, flirtował, uwodził, więc trzeba było nazywać rzeczy po imieniu. Czuła się szczęśliwa z takiego obrotu spraw. W głębi duszy miała nadzieję, że to będzie to.

Ostatecznie zwyciężyła sukienka, ale prostsza, jednokolorowa i mniej wydekoltowana niż poprzednia. Ellie wyglądała w niej świeżo i dziewczęco. Zanim Chester podjechał po nią o dwunastej, była już gotowa. Tym razem nie musiał na nią czekać, co skwitował tylko wdzięcznym uśmiechem.

Pojechali na lunch do hinduskiej restauracji, a potem Chester zaprosił Ellie do siebie.

Eleanor pierwszy raz była w mieszkaniu niespokrewnionego z nią mężczyzny sam na sam.

– I jak ci się podoba moja twierdza? – spytał z uśmiechem, obejmując ją ramieniem i oprowadzając po pomieszczeniach. Zaczął od kuchni i salonu.

– Ładny apartament – odparła zgodnie z prawdą. – Ale taki... ascetycznie urządzony.

– Raczej nowocześnie. Nie lubię zbędnych sprzętów, bibelotów ani innych łapaczy kurzu.

– Ktoś ci tu sprząta, że masz taki porządek?

– Tak, dwa razy w tygodniu przychodzi sprzątaczka. Zwykle wracam z pracy koło osiemnastej, w zasadzie tylko tu śpię – zażartował, prowadząc ją w stronę sypialni. – A dokładnie tu. – Wskazał na duże łóżko, które zajmowało większą część powierzchni pomieszczenia. Poza nim w sypialni była jeszcze szafa wnękowa z lustrem, fotel i nocna szafka.

– Ładnie tu.

– Masz ochotę na drinka, Ellie? – Chester zmienił temat, ciągnąc ją z powrotem do kuchni.

– O tej porze? – zdziwiła się.

– Czemu nie, jesteśmy po posiłku, nigdzie się nie wybieramy przed kolacją, prawda? – Obrócił ją przodem do siebie i objął w talii.

Ellie się nie wyrwała, tylko oparła obie dłonie na jego ramionach.

– Dobrze, ale tylko jednego, proszę. Rzadko piję alkohol, nie mam zbyt dobrej tolerancji – wyjaśniła. – Lubię słodko-kwaśne smaki.

Chester puścił ją i podszedł do baru, żeby zrobić im drinki. Wlał składniki do shakera, wymieszał, a potem przelał do szklanki. Napój miał jasnozielony kolor. Po chwili zrobił to samo, ale z innymi składnikami i uzyskał napój w kolorze wiśniowym.

– Co to? – spytała, kiedy podał jej szklankę z zielonym napojem.

– Martini Bianco, sok jabłkowy, sok cytryny, syrop z kiwi oraz lód – oznajmił jak prawdziwy barman.

– Smaczny – stwierdziła Ellie, kiedy upiła odrobinę. – A twój?

– Martini rosso, sok z żurawiny, sok z cytryny, syrop wiśniowy i lód. Chcesz spróbować?

Ellie chciała, więc Chester podał jej drugą słomkę i upiła odrobinę z jego szklanki.

– Też pyszny. Nie umiałabym wybrać.

– Możesz wypić oba, zrobię sobie nowy – zaproponował.

– Nie powinnam.

– Spokojnie, El. – Objął ją ramieniem w uspokajającym geście. – Ze mną jesteś bezpieczna.

– Pozostanę jednak przy zielonym, ale już wiem, co zrobisz mi następnym razem – zdecydowała.

– Czy to znaczy, że mogę się jeszcze ciebie spodziewać w moich skromnych progach? – Chester się uśmiechnął jak rasowy model.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz