I.2.

342 47 21
                                    

Mężczyzna objął ją w talii jedną ręką i przyciągnął do siebie lekko. Zaczęli tańczyć. Z każdym taktem Ellie nuciła sobie w głowie słowa, które znała i które już dawno wryły się w jej serce:

I found a love, for me

Darling, just dive right in and follow my lead

Well, I found a girl, beautiful and sweet

Oh, I never knew you were the someone waiting for me

Zdawało jej się, że Chester też je znał, bo jego usta poruszały się, bezgłośnie wypowiadając słowa piosenki.

Czy on tak na serio? – Zastanawiała się, podczas kiedy prowadził ją w tańcu w rytm melodii. Nie mieściło jej się w głowie, że najbardziej pożądany kawaler w hrabstwie, mężczyzna, który był nie tylko przystojny i bogaty, ale i miał odziedziczyć tytuł lordowski, przyszedł ot tak na jej urodziny i chciał po prostu z nią zatańczyć. I jeszcze do takiej piosenki.

– Nie podoba ci się nasz taniec, Eleanor? – Głos Chestera wyrwał ją z zamyślenia.

– Nie – zawahała się i dopiero zrozumiała, że mógł to zrozumieć opatrznie – to znaczy tak, podoba mi się.

– To dobrze, bo już myślałem, że chciałabyś być gdzie indziej.

– Nic z tych rzeczy, drogi panie. Bardzo dobrze pan prowadzi w tańcu – odpowiedziała kurtuazyjnie.

– Ellie – szepnął – mów mi po imieniu, proszę. Jestem Chester.

Co tu się wyrabia? Czy ja jestem w jakiejś ukrytej kamerze?

– W porządku, Chester. Możemy sobie mówić po imieniu – zgodziła się jednak, bo inaczej nie wypadało.

– A spotkasz się ze mną jutro? – dopytał mężczyzna.

– Ale... – Ellie znowu się zawahała – w jakim celu?

– Chciałbym cię zaprosić na lunch? Co to, w stolicy nikt nie chadza do restauracji? – spytał Cardwell lekko kpiącym tonem, który Ellie zaraz wyczuła.

– W stolicy byłam na studiach – przypomniała mu. – Nie miałam czasu na spotkania towarzyskie.

– A teraz?

– Teraz mam wakacje.

– Więc jak będzie? – dopytał, bo wybrzmiewały właśnie ostatnie takty melodii.

– Zgoda, możemy się spotkać w tygodniu na lunchu.

– Mam zadzwonić do domu, czy zostawisz mi swój prywatny numer? – spytał młody Cardwell.

– Zadzwoń do domu, proszę. Nie chcę, żeby moi rodzice mieli obiekcje, że spotykam się z kimś za ich plecami.

– Podobno dziś skończyłaś dwadzieścia trzy lata, Ellie.

– To prawda.

– Nie uważasz, że to zabawne?

– Ale co?

– Że tak długo musiałem czekać, żebym mógł poprosić cię do tańca – parsknął cicho.

– A miałeś wcześniej ochotę ze mną zatańczyć, Chesterze? – zdziwiła się.

– Widzę, że jeszcze daleka droga przed nami, panno Bethell – odpowiedział Cardwell oficjalnie, po czym skłonił się przed nią, podziękował za taniec i odprowadził ją do ojca.

– Dziękuję – powiedziała cicho.

Zaraz zaczęli podchodzić do niej inni chętni do tańca z solenizantką, ale średnia wieku skoczyła mocno do góry, bo byli to głównie starsi kuzyni i wujowie Eleanor oraz znajomi jej ojca. W zasadzie nie było tam mężczyzn młodszych od Cardwella, co Ellie przyjęła z ulgą. To nie były żadne konkury. Chester na pewno trafił tu przez przypadek.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz