Rozdział 20

226 11 1
                                    

Ostatni miesiąc zawrócił mi w głowie. Nie było to łatwe, poukładać sobie wszystkie myśli. Nie było to takie proste, kiedy dochodziła mi matura, wspomnienia o babci oraz inne różne drobne sprawy. Z Michałem miałam ograniczony kontakt. Trzymałam go na dystans i zauważyłam, że nie do końca mu się to spodobało. Próbował często do mnie zagadywać, albo zwracał głupio na siebie uwagę w szkole. Kiedy powiedział mi tamtego wieczora, że mu się podobam, coś poczułam. Uświadomiłam sobie, że on też nie jest mi obojętny, nigdy nie był, odkąd się bliżej poznaliśmy, ale teraz czuje coś nowego, coś czego nigdy nie poczułam. Musiałam się od niego odsunąć, bo nie wyszło by to nam dobrze. Jeżeli poczulibyśmy do siebie jakieś głębsze uczucie, byłyby z tego tylko problemy. Ja na studiach za granicą, on tutaj - w Warszawie. On chce zostać raperem, a ja mam w planach karierę medyczną. To się nie łączy. I się nigdy nie połączy.

Jest weekend, dokładnie sobota, a ja siedzę przed stertą książek i notatek. Czas leci bardzo szybko, co też skutkuje tym, że matura tuż, tuż. Nie jest źle, czuje się w porządku, pije herbatę owocową, na rozgrzanie, a mama pilnuje, abym regularnie jadła posiłki.

Moją naukę oczywiście musiało coś przerwać, a tym razem była to moja rodzicielka.

— Bianka! Ktoś do ciebie! — Krzyknęła z dołu.

Szybko poprawiłam włosy i zbiegłam po schodach. Zobaczyłam bruneta z wielkim uśmiechem na ustach. W jego oczach panowała... Wielka radość. Zaciekawiona podeszłam i wpuściłam do środka. Zauważyłam kątem oka jak mama się uśmiecha i patrzy na nas tym wzrokiem... przewróciłam oczami i posłałam jej spojrzenie, które mówiło ,,Przestań". Chyba zrozumiała, bo od razu zaczęła robić coś w kuchni.

— Coś się stało? — Zapytałam patrząc na niego, kiedy byliśmy już na górze i staliśmy na środku mojego pokoju.

— Właściwie to tak... — Odpowiedział mi tajemniczo, nie miałam ochoty na żadne zagadki. Chciałam wrócić jak najszybciej do nauki.

— Michał, mów. Nie mam czasu. — Pospieszyłam go.

— Dostałem się do SBM... znaczy starteru SBM, ale to już coś! — Wykrzyknął mi prosto w twarz z radości.

Ciesząc się jego szczęściem i sukcesem wpadłam mu w ramiona i mocno przytuliłam. Nie spodziewałam się takiej informacji... byłam przeszczęśliwa, że mogłam być przy nim teraz i cieszyć się razem z nim.

— Wow... zaskoczyłeś mnie! Jak to się w ogóle stało? — Odsunęłam się.

— Janusz mnie polecił, i tak wyszło. — Powiedział, krótko, ale strasznie gestykulując. Widać było, jak bardzo jest to dla niego ważne.

Dla mnie też.

— Powiedziałeś już chłopakom? — Spytałam patrząc na jego uśmiechniętą, do uszu twarz.

— Jeszcze nie, jesteś pierwszą osobą, która wie. Oczywiście nie mówiąc o SBM. — Poczułam się doceniona. Zawsze mi mówiono, że jestem dobra. Ale nigdy nie byłam doceniana w ten sposób.

Coś we mnie pękło. Poczułam się... dobrze. Ale jednak, źle. Nigdy wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale teraz rozumiem, że byłam doceniana pod względem nauki, nie pod względem mojej osoby. Każdy był zachwycony tym jak się uczę, jakie mam oceny, nie moim charakterem, nie moją osobowością.

Oczy zrobiły mi się szklane, tak nagle. Spłynęła pierwsza łza, a za nią zaraz druga. Znów mocno przytuliłam się do Matczaka.

— Dziękuję. — Szepnęłam.

— Ale za co? — Spojrzał mi w oczy.

— Że mówisz mi to pierwszej. Chyba pierwszy raz poczułam się naprawdę, przez kogoś doceniona. — Wypowiedziałam cicho, a on złożył mi ciepły pocałunek na włosach, przez co zrobiło mi się gorąco, a moje policzki chyba się zarumieniły.

— Ktoś tu się czerwieni. — Zaśmiał się.

— Przestań! Wcale nie! — Próbowałam się uratować, szybko się odsunęłam i zdjęłam bluzę.

— Gorąco tu strasznie. — Westchnęłam.

— Mhm. Jasne. Przyznaj się. — Oparł się o biurko. — O jezu... ile ty tego masz... — Przeraził się na widok moich notatek.

— Ja w porównaniu do ciebie się uczę, aby mieć pewność, że dobrze napisze maturę. — Wytknęłam mu.

— Ale ja wiem, że ją dobrze napisze. Przecież to nie może być nic trudnego... — Wziął łyka mojej herbaty. — No, ale tak szczerze mówiąc, to mogłabyś mi te notatki z matematyki później dać. Powtórzę sobie.

— Jasne... powtórzysz, bo ty przecież wszystko umiesz, wcale nie lecisz na dwójkach. — Pokręciłam głową z rozbawienia.

— Śmiejesz się ze mnie? — Uniósł brew, a ja skinęłam pewnie głową. — Dobrze, w takim razie pożałujesz tego.

Rzucił mnie na łóżko i zaczął mnie łaskotać. Ciągle się głośno śmiałam i krzyczałam, żeby mnie puścił. Jednak on nic. Położyłam się na łóżku i starałam się go odepchnąć, ale nasze twarze znalazły się blisko siebie. Patrzyłam mu prosto w oczy. Uśmiechał się.

Czy on zawsze musi mieć ten okropny uśmiech na swojej twarzy?!

Zbliżył swoje usta do moich i delikatnie pocałował. Tak jakby nie był pewny, czy na pewno może to zrobić.

— Co tu się dzieje... — Do pokoju weszła mama.

Kurwa.

— O jezusie, Święta Maryjo! Przepraszam! — Zakryła buzię ustami i szybko wyszła z pokoju.

Michał oczywiście zaczął się śmiać, a ja się przejęłam.

— Możesz się przestać śmiać!? Idź już. — Powiedziałam z lekkim bananem na twarzy.

— Wyjdę oknem. Wolę ominąć wzroku twojej mamy. — Wstał i otworzył okno.

— Czy ty jesteś poważny? Zrobisz sobie krzywdę.

— Nie przesadzaj. Do zobaczenia, ślicznotko. — Wyszedł.

Piękna i Bestia ||| MataWhere stories live. Discover now